Wiecie co, jak już w życiu dobrze poukładało, dobra praca moja i męża, dzieci zdrowe, na wczasy stać, budowa zaczęta to tu takie coś kilofem w łeb. Ale muszę , musimy wierzyć, że będzie dobrze.
Ewka, na wspomnienia mnie naszło - mogę?
Mnie mąż prosto z radioterapii zawiózł... do naszego nowego domu
Choroba zaskoczyła mnie pod koniec budowy
Radio odbywałam poza domem, 7 tygodni w szpitalu. I było tak: 5 dni naświetlań - w tym czasie planowałam kafelki, rysowałam projekt mebli kuchennych, obmyślałam, jak ustawić kominek itp., a potem 2 dni przerwy - na radio biegłam już z torbą, potem prosto do autobusu, przesiadka na międzymiastowy, bo trzeba było zaakceptować (albo nie
) pomysły męża, wytyczne zostawić domowemu majstrowi, spotkać się ze stolarzem, kafelki w sklepie wybrać, sprzęt agd kupić i pudła popakować...
Pakowałam, opisywałam, gdzie postawić, oni pod moją obecność wywozili, ja przyjeżdżałam znowu i znowu pakowałam
Bardzo miło ten okres wspominam - nia miałam czasu się nudzić, tęsknić za domem i myśleć o chorobie
A w chałupie mieszkamy już ponad 11 lat