Melduje oddolny (od stóp): sytuacja stabilizuje się. Piętki jak dupcia niemowlaka. Ale cena za stan taki za wysoka. Góra wciąż w plamkach i lekko napuchnięta. O swędzeniu nie wspomnę...
Ciężka ta niedziela. Ołów na niebie. jedynie przez godzinę było widać słońce. I człowiek jakiś taki otumaniony. Więc dobrze, że zdarzają sie takie chwile:
- który to sok jabłkowy? Ten taki w małym? - pyta małż stojąc przed otwartą lodówką
- tak. - odpowiadam zgodnie z prawdą, bo stoi w małym słoiku. Pyszny, wyciśnięty.
- OK. - i po chwili. - Ale nektar. Ale się wysłodził! Mniaaaammmm....
Przychodzi do pokoju i kładzie się na łóżku.
- Dziwny ten sok...
... Znów po kilku minutach
- To na pewno było sok? - pyta nie dowierzając.
- No nie wiem.
- No...taki w butelce...
- A..nie. W butelce to stoi syrop różany.
Wypić ponad pół szklanki syropu z płatków róży...tia... małż....i nie poznać, że to jednak nie sok jabłkowy....
Wasze domowe egzemplarze też tak mają?