Upolowałam wczoraj zagony czosnaczku. W samochodzie pachniało tak, że żaden wampir by nie wsiadł. Zarz idę do ogródka po pokrzywy. Ricotta kupiona. Będą pierożki
Udanego dnia.
PS. Ja chyba nie miałam takich zabaw w szminki i chabry na powiekach... Ale za to były polowania na traszki i zaopatrzenie się we wszystko, co się dało, gdy w kamieniołomach wyrzucili odpady szpitalne (więc miałam walizkę zużytych strzykawek, igieł, tych rurek do kroplówek, opakowań po lekach, folii, etc.). Dobra, tego hobby nie komentujcie. A z tej folii robiliśmy spadochrony i skakaliśmy ze skał. Tak gdzieś z 5-7 metrów...