Przyjaźń jako zjawisko-międzyludzkie mnie fascynuje, zastanawia, zatrzymuje, zajmuje...
Coraz bardziej bliżej mi do przekonania, ze przyjaźń, czy też zdolność do darzenia kogoś przyjaźnią, to cecha charakteru niż zestaw cech i zachowań...
*
Dziś bardzo potrzebowałam chwili rozmowy z Nią, moją siostrą_krwi. Nie wiedziałam, że jej dzień pęka w szwach. Rano dzieci i praca, później szybkie zakupy i daleka podróż do odległego miasta, a w nim ciężka praca. Zadzwoniłam raz. Cisza w telefonie. Zadzwoniłam drugi raz. Cisza.
Zajęłam się sobą i swoją codziennością. Odłożyłam jakąś ważność. Ale też mam wrażenie, że sama myśl, że mogłabym z nią pogadać dodała mi odwagi, pomogła w myśleniu o moim kłopocie. Metafizyczne przekonanie o jej bliskości wystarczyło...
Przed chwilą oddzwoniła:
- cały dzień o tobie myślałam - powiedziała
- wiem, czułam to...
- chcesz pogadać? - zapytała
- wiesz, chyba nie; chyba wystarczyło mi, że gdzieś_tam jesteś...
- zadzwonię rano, tak? - obiecuje
- nie, rano będę w pracy, później jadę do przyjaciół...
- ok, trzymaj się. I pamiętaj, ze cię kocham...
- pamiętam. Też cię kocham....
*
Ktoś powie: bardzo mało. Dla mnie ogromnie dużo. Ona po prostu jest.