We środę wieczorem znalazłam maluśkiego, nieopitego kleszcza między palcami ręki, wyciągnęłam pięćsetą
i zgubiłam go
, gdzieś mi pierdyknął na podłogę w kuchni, nie znalazłam, tylko pozamiatałam (było odkurzyć raczej, ale noc już była, nie chciałam chłopa budzić). Rumienia nie ma, objawów grypowych ani nic też nie. Posmarowałam tylko spirytem wtedy i na drugi dzień.
Dziś po południu zaś znalazłam takie maleństwo pod kolanem, choć nigdzie, po żadnych krzaczorach ani trawach nawet nie łaziłam:(
Mam w domu duomox, ale niecałe opakowanie - brać?