W sobotę małż rozmawiał z lekarką teścia. My zachwyceni, że tak mu się kondycja poprawiła. Ale lekarka sprowadziła nas na podłogę :-( To zasługa znacznie silniejszych leków, w tym sterydów. Do soboty nie robili mu żadnych badań, tylko krew. Ale dziś podobno miał USG i jakieś prześwietlenia. Choroba postępuje. Może odejść w każdej chwili.
leży na paliacji. I jest tam najżywszym z pacjentów. Serce się kraje, gdy spojrzy się do sali, w której leży 24.latka. 3 miesiące po ślubie...
Małż wypłakany, ale dzielny, bardzo dzielny.
Tak jakoś wychodzi, że mam w życiu cykle. I to nie tylko comiesięczne. Ale trzyletnie. Przełomy lat są trudne...9 lat temu choroba i śmierć mojego taty, 6 lat temu choroba i śmierć mojej mamy, 3 lata temu choroba (ufff TYLKO choroba) moja. Mijają 3 lata...
Junior mnie zmroził. Ostatnio rozmawialiśmy o tym, że za 7 lat pójdzie na studia. Pytam go czy wyobraża sobie, że będzie dorosły, że wyprowadzi się z domu. Wiesz...nie myślę o tym. W końcu może zdarzyć się wypadek... Zaniemówiłam z przerażenia...
Mam nadzieję, że u Was pogodniej w tej złotej jesieni!