19-go była rocznica smierci cioci Irki. Gdyby nie cały ten zamet z rakiem mamy to pewnie pojechalibyśmy do Zamoscia na cmentarz. Ale z drugiej strony ja osobiscie wole pamietac zmarłych w sercu a nie na cmentarzu.
Pomyslalam, że przy kazdej rocznicy wrzuce jakąś historyjkę... Ciocia nalezala do osób typu "umiem wszystko, a jak nie umiem, to zaraz sie nauczę". W 5-tej klasie w ramach zajęc praktycznych uczyliśmy sie robic na drutach. Oczywiście moje "arcydzieła" nie wyszly nigdy poza bezkształtny szalik
Ciocia akurat nas odwiedziła gdy taki szalik usiłowałam zrobić w ramach pracy domowej. Poprosila mnie, żebym nauczyła ją nabierac oczka na druty. Kilka miesiecy póxniej dostałam od niej cudny sweter, z niesamowitym wzorem, sobie zrobila sukienkę, swetry dla babci, kamizelke dla dziadka.... Przy czym to były bardzo ladne rzeczy, ten pierwszy sweter to nosiłam kilkanaście lat, byl tak piękny, że nie potrafiłam sie z nim rozstać nawet jak sie już kompletnie rozciagnął i zmechacił
Kiedy o niej mysle, to momentalnie widzę gar kapusty na gazie, stolnice z pierogami, ciasto z kruszonką w piecu, ogorki do kiszenia i sweter na drutach- wszystko w tym samym czasie