Wprawdzie biorę już osiem lat betabloker ( Betalock) ,ale że jest to podobno dawka dla dziecka ( 12,5 mg) to jakos nie brałam sobie tego do serca. W zeszłym tygodniu, pierwszy raz od zachorowania , przy "okazji" zaprowadzenia kogos innego do kardiologa, wreszcie sama pokazałam się specjaliście. Przy okazji EKG ,wyskoczyło mi tętno 170/100 i lekarz ( doświadczony, szef bodajże oiomu w Ochojcu) urzeczony "moją historią" , a konkretnie chorobą i leczeniem 4 AC i radioterapią bez wahania zalecił mi przyjmowanie Betalocku w dawce 50 mg i jeśli ciśnienie około 15-16 godz . przekroczy 140/90 mam łyknąc 5mg Tritace( Polpril). Tłumaczyłam ,ze pierwszy raz widze u siebie ,az takie ciśnienie i ,ze owszem przy okazju dużego stresu ,a konkretnie np. badań lekarskich potrafi mnie mocno "sieknąć", ale tak na co dzień raczej rzadko przekracza 140/90 .Nic to, mam łykać jak zalecił.
I tu mam problem , bo owszem zwiększyłam dziecięca dawkę do 25,ale nie do 50 ,ale Tritace jeszcze nie łyknęłam. Napiszcie jakie macie doświadczenie . Ja postanowiłam mierzyć 3 razy dziennie ciśnienie i może po dwóch miechach pokażę zapiski lekarzowi. Najwyższe do tej pory było 147 /77. I co teraz , rozkurczowe nie sięgnęło 90 czy olac czy łykac? Mam zamęt w głowie.