tak jakoś mnie ostatnio na Ż Y C I E naszło... marzę i marzę... i oglądam tyle pięknych zakątków... wymyśliłam sobie prezent dla przyjaciółki - trasę po najważniejszym_mieście Joanny Ch. - planowałam kilka miesięcy - udało się! i po zrealizowaniu siedzę teraz w domu i myślę - nie zobaczyć Kopenhagi, Birkerod? nie być w Paryżu, Taorminie? olać Kanadę? odłogiem zostawić Grenlandię...? no a Mierzeja?
łażę sobie po mapie_guglowej, wszystko mi się z JCh kojarzy...
po spotkaniu z Kasią normalnie zachorowałam (dosłownie i w przenośni
), wpadłam w zachwyt, nie, tego się nawet słowami nie da opisać. zakochałam się w fiordach bezgranicznie. dzień bez fiordów, to dzień stracony. choć na moment
MUSZĘ włączyć kompa i zobaczyć choć jeden... wtedy dopiero wypełnia mnie błogość... i dreszcz. szczególnie na takich zdjęciach "z powierzchni wody"... albo na takich "z widoczkiem" - normalnie mi się żołądek na supeł zawiązuje, a dwunastnica zwija w ósemki! chyba mam lęk wysokości...
przypadkiem dzisiaj natknęłam się na taką stronę
http://viva-elmundo.blogspot.com/2013/07/bo-w-zyciu-warto-marzyc.html jej, ile tam pomysłów!
no i mój problem - kurcze, życie mam tylko jedno (w dodatku ograniczone funduszami), nie zdążę ze wszystkim!!!!!!!!!!!!