Buuuuu
, przyszłam sobie do Was po buczeć
. Mój mąż miał dzisiaj zawał, tzn. cholera wie od kiedy z tym zawałem łaził. Od kilku dni incydenty z bólem w klacie i wysokim ciśnieniem, w sobotę rano wezwałam pogotowie, ale ,ze mu w trakcie wizyty ratowników ból przeszedł, to nie chciał jechać do szpitala. Dzisiaj rano powtórka z bólem w klacie i sam stwierdził, że chyba pojedziemy do szpitala, no to musiało być już nieciekawie ( bo on raczej z tych, co myśli, ze nic to, rozchodzi się
). No i w szpitalu okazało się że ekg nie jest już takie piękne, jak poprzedniego dnia ( pogotowie robiło), enzymy podwyższone i karetką na sygnale na oddział kardiologiczny na udrażnianie żył. Lekarz mi powiedział,że Jarek miał ogromny zawał, ze objawy były nie współmierne do tego co było w żyłach,że sobie trochę ten zawał przechodził i za kilka dni już balonikowanie i stenty by nie pomogły. Ma o tyle szczęście,że ma jakoś nietypowo duzo drobnych naczyń krwionośnych oplatających serce, które przejęły role całkowicie zapchanej tętnicy. Teraz chłopisko czuje się lepiej , ale co podżyłam to moje, padam na ryja