Moje pierwsze chorowanie też można powiedzieć lajtowe było przy tym.
Gina wysłała mniena biopsję. Po dwóch dniach wynik.
Za dwa dniw CO na pierwszorazoweych, tego samego dniana cito wszystkie badania, które potwierdziły wynikz biopsji.
Operacja, potem chemia. Ta była najgorsza. Ale co 3 tygodnie. Brałam w środy, aw poniedziałek meldowałam się w robocie.
W pracy jakby nie peruka na łbie, to mogłabym udawać że się nic nie dzieje.
Teraz: ponad dwa miesiące diagnozowania, szukania przerzutów. Do pracy wrócić nie mogę, ta chemia nie pozwala. Potem jeszcze operacja, potem radio, na które będę musiała dojeżdżać, bo znam siebie i nie wytrzymam tam stacjonarnie tyle czasu.
Nie ma porównania.
Jestem też starsza o 11 lat,
Tu dygresja, bo mi się właśnie przypomnial fragment skeczu Jachimka "Zło": "bo wychodzę z założenia że im starsza to bardziej wytrzymalsza".
Dobra, koniec przynudzania, idę sobie odświeżyć.
Ten skecz rzecz jasna