Wczoraj bardzo się martwilismy, bo z gniazda na baaaardzo wysokiej palmie wypadł ptaszek. Taki juz opierzony, ale jeszcze nielotny... Ptaszek płakał żałośnie, no ale kto byłby w stanie wdrapać się na kilkunastometrowe drzewo, które nawet nie ma gałęzi/
Próbowałam złapać zarazę i posadzić na daszku naszej kompostowni. Przynajmniej z dala od kota i psow, a bliżej rodzinnego gniazdka. Malec dzielnie uciekał, w końcu go złapalam, wsadziłam "kurczaka' na daszek, a ten... ani myślał zejść z mojego palca. No to zepchnęłam go, a ten drań zeskoczył z daszku na ziemię
I tak pare razy, aż się zdyszałam i dałam spokój, klnąc na ptasi móżdżek zwierzaka. Kilka godzin pózniej widziałam go na klatce w której rośnie nasza granadilla. Rodzice niespokojnie pokrzykiwali w pobliżu. Stwierdziałm, że jeśli będzie się trzymał w pobliżu klatki to nie zginie.
Dziś rano gdy szłam do ogrodu drogę przebiegły mi już dwa takie szkraby. No i wreszcie przyszło mi do głowy, że one nie wypadły a wyskoczyły i że to ich sposób na dorośnięcie i ten gatunek tak ma. No i kto tu ma ptasi móżdżek?