Ale się turystycznie zrobiło w wątku Aquili
Ja w zasadzie nie mam na ten temat w 100 % sprecyzowanego zdania. Pisałam, że patrzę z podziwem, na tych co samodzielnie doświadczając adrenaliny, związanej z nowym nieznanym światem i z tym ,że potrafią sami i nie ważne, czy zobaczą mniej, czy więcej, ważne, że się w czymś sprawdzili, coś sobie udowodnili i są bogatsi w nowe przeżycia. Pisałam o dzieckach, bo są zbyt samodzielne i zawsze coś wymyślali, zmaist żyć spokojnie, a ja umierałam ze strachu. Ale te wszystkie doświadczenia sprawiły, że dziś są samodzielni, potrafią się poruszać w tym pędzącym świecie i znajdować radość.
Zaś jeśli o mnie idzie, kiedyś na niewiele mnie było stać i nie miałam partnera, który by mi współfinansował i współorganizował moje (nasze) pomysły. Ale zawsze na miarę kieszeni, możliwości czasowych gdzieś się włóczyłam. Oczywiści najwięcej po Polsce i tu lubiłam jeździć, ze sprawdzoną grupą. Zawsze i wszędzie bardziej dla mnie się liczyło z kim jadę, niż to, ile zobaczę. Przeżycia związane z przyrodą i z obcowaniem z ludźmi zawsze były dla mnie najważniejsze. Zabytki jakoś ulatują z mej pamięci i nigdy bym nie zamieniła cudownego wieczoru na pogaduszkach, tańcu przy dobrej muzyce (najlepiej delikatny dżez) na zwiedzanie kolejnych muzeów. To tak w ramach głosu o zwiedzaniu.
A teraz jak mnie na więcej stać, to podobnie jak Amorek mam inne priorytety. Szybciej pojadę do wnuków, niż na jakąkolwiek forę wycieczki. A jak wnuki wyrosną, to pomyślę o dalszym zwiedzaniu świata, jeśli jeszcze siły będą