Hmm...Ponieważ to ja najbardziej się przeciwstawiam wazektomii, to poczułam się wywołana do odpowiedzi.
Otóż zaznaczam, że w moim związku nic nie pokutuje. Nic, ani nikt.
Nie pozwoliłabym tylko nigdy, ale to nigdy, aby ktokolwiek kiedykolwiek miał się dla mnie okaleczać.
Jakoś tak to mi dziwnie brzmi - Bo my po raku, to niech on sobie "ciapnie".
A gdyby to on był po raku, to wycięłybyście sobie macice, albo jajniki ?
Tylko dlatego, żeby mieć "bezpieczny" seks ?
Sorry, ale jakoś to mi nie pasi.
Poza tym nigdy nie traktowałam męża, jako moją własność.
Być może będzie miał kiedyś inne życie. I co wtedy ?
Są inne metody zabezpieczeń.Trzeba mysleć. Dzieci znikąd się nie biorą.