Byłam u Alinki, okazało się,że jakiś kuzyn się znalazł i jego żona przychodzi do niej, widać na razie troszczą się, choć wątpię, żeby chcieli wziąć ją do siebie po tym wszystkim, ale na razie się zajmują w szpitalu. Alina będzie mówić po wyjęciu rurek, bo przy mnie była próba. Jest pełna energii i chęci do życia, cała Alinka...Widzę, że była oburzona, że ja dowiedziałam się po 4 tygodniach i dziewczyna się tłumaczyła, bo widać powiedzieli jej, że wszystkich z telefonu powiadomili,a okazało się, że jednak nie, a tak naprawdę wystarczyło, żeby nagrać na poczcie głosowej tekst typu: Tu Alina nie mogę odebrać, miałam wypadek jestem w szpitalu na wołoskiej... A takich jak ja było dużo, dzwonię na komórkę na domowy i słyszę skrzynka przepełniona. No co byście pomyśleli, najgorsze. Ona 2 razy w tygodniu się potrafiła do mnie odezwać, jak ja nie dzwoniłam, wspierała mnie w tej chorobie, a tu nagle taki nr. Ale widzę nadzieję na jej powrót chociaż częściowy do zdrowia i jest mi lepiej.
A ja jestem po ostatniej chemii, powiem Wam, że nie mogłam wejść na salę, od zapachu dostałam takich wymiotów, że nie mogłam wyjść z toalety. Czy miałyście takie zjawisko, że chemia Wam śmierdzi. Normalnie już trzeci raz miałam takie uczucie, ale do tej pory jakoś było. Dobrze, że ostatni raz. Pół chemii pozwoliła mi siostra przesiedzieć na korytarzu i poszło, ale jak w piątek weszłam na płukanie, to już na korytarzu mnie rzucało, całe szczęście, że trafiłam na tą sama miłą siostrę, bo nie dałabym rady wejść na salę. Po trochu jakoś idzie w domu ku lepszemu. Choć boję się tej radioterapii. Pozdrawiam Was wszystkie.