Jednak napiszę.
Wiecie, że rozmowa trochę bezprzedmiotowa.
Jak ja zachorowałam lekarze sami twierdzili, że chemia nie jest skuteczna na raka piersi.
Że bardziejsza hormonoterapia.
Mam wrażenie, że przez te lata nic się w tym temacie nie zmieniło.
A jednak podaje się ją, bo chyba nie ma, na razie innej, propozycji w tym temacie. Przynajmniej przebadanej.
Często też przedoperacyjnie i wtedy widać jak na dłoni, że jednak działa. Czasami wszystko obkurczy. Zaniknie.
Czasami jednak, mimo to, rak wróci. I bywa, że po latach. Jednak bywa, że nie wraca.
I chyba tak do końca nie wiemy, czy to ewentualnie zasługa chemii, czy naszego organizmu.
W końcu ten ostani już raz dał dupy i raczej w jego siłę wątpimy.
W każdym razie chciałam powiedzieć, że w razie W lepiej przyjąć, nawet nie mając pewności co do jego skuteczności, przynajmniej coć przebadanego, niż oddawać walkę walkowerem (to mimo wszystko jeszcze nie w naszym wieku) lub poddawać się niewiadomego pochodzenia, niezbadanym, metodom.
A co do przerzutowego, można mieć różne zdania, i same widzimy jak to nieraz bywa, ale JEST przecież Pyrunia, i co, mam tego nie widzieć ...
Perło, dziecko, lepiej się najpierw zdiagnozuj, bo to może wokle jałowa dyskusja, jak to już jednej z nas się to, nie tak dawno, zdarzyło. Sorki, mimo wszystkich obaw, lęków, trochę to durne dla mnie