też na to liczę, bo było to wszystko koszmarnym przeżyciem.
Mąż poza chorobą swoją też miał dodatkowe przeżycia... leżał w sali 2 -os. i długo był sam - dobrze, bo wtedy jeszcze cierpiał. W sobotę dostał towarzysza, pacjent był bez kontaktu z otoczeniem, podłaczony do tlenu, drenów, cewnikowany itd.
w niedzielę wieczorem, już po mojej wizycie, okazało się że nie żyje. Leżał sobie tak i dopiero w kórymś momencie siostry zauważyły,
że zmarł. Mąż dzwonił do mnie w szoku, ale nie chciał, żebym przyjeżdżała... Następnego dnia w południe przywieziono kolejnego pacjenta, zjadł obiad, żona była z nim, potem wyszła na korytarz, a on przy moim mężu zmarł
. Wczoraj przywieziono pacjenta w ciężkim stanie, któremu pół dnia lekarze, rodzina, pielęgniarki tłumaczyli, że musi zgodzić się na operację i OIOM bo umrze -tak jest z nim źle. Do wieczora nie zgadzał się, po 18-tej w ciężkim stanie pojechał na OIOM.... makabra... siostry już głęboko wspólczuły mężowi, że musiał przejść takie sytuacje