Byłam w Maso Corto ... Po nartach w Krynicy, podrzucano Marcelinę i mnie na trasę, na umówioną stację benz.gdzieś w okolicach Wrocka. Autokar nabity przyjaciółmi, jadący z Łodzi był już naprawdę wesoły
Kilka dni wcześniej, w Krynicy Marcyś złamała nogę i z tą nogą cała, po pachwinę w gipsie jechałyśmy w Dolomity! Kierowca, powiedział, że czegoś takiego jeszcze nie widział
Młodzież uprosiła, żeby nie rezygnować, że to zawsze jakieś ferie...No i córcia z kulasem zaliczyła wspaniały wyjazd..tak mówi do dziś. Jak dla mnie w Maso były ekstra warunki. Wjazd kolejką spod hotelu, trasy piękne! Dzieci śmigały, jak ta lala.