2,5 roku, to już trochę waży, by nosić go w nosidełku. Może tak naprzemiennie, bieganie i noszenie
Jeździłam z małymi dziećmi w góry, ale były też inne dzieci i raczej były to Karkonosze, Beskidy. Dzieci wzajemnie się mobilizowały, a ponadto mieliśmy dyżury przy dzieciach. Znaczy jeden rodzic zostawał i z piątką dzieci (od 2-5 lat) i robił krótsze trasy lub zajmował się nimi na kempingu, a reszta na trudniejsze trasy. Mój dwulatek wszedł na Chojnik, ale był już znoszony na barana. Wyższe partie Tatr zdobywałam bez dzieci, gdy one były duże i jeśli już wyjeżdżały tam, to samodzielnie. Bakcyla turystyki wpoiłam im, bez zbytniego forsowania. Maluch w nosidełku będzie się nudził, nie sądzę, że widoki go zainteresują. Niezaprzeczalna wartość, to bycie razem z rodzicami.
W Alpach w Austrii na szlakach widziałam place zabaw. Jest to jakieś urozmaicenie dla dzieci.
Trudne, pogodzić ambicje w zdobywaniu szczytów przez rodziców, z byciem jednocześnie razem z maluszkami. 5-cio, 6-cio tatek już może poczytywać sobie zdobycie góry za sukces. Mniejszy raczej nie. Piszę o swoim punkcie widzenia i wcale nie jestem pewna, na ile rodzic ma rezygnować z pasji (w tym wypadku zdobywania gór) na korzyść np. wylegiwania sie na plaży, by maluch mógł baraszkować w piachu.
Moje dzieci z tych bardzo wczesnych wyjazdów niewiele pamiętają, ale syn (2 lata) pamięta moment, gdy został u dziadków, a my z córką (5 lat) wyjechaliśmy na urlop do Bułgarii i to maluchem. Nie ważne gdzie, ale on został. Powiedział, że tego nigdy swoim dzieciom nie zrobi; albo żadne, albo wszystkie (ma ich troje)