18 grudnia 2013r. Tę datę (a nie dzień tygodnia doskonale pamiętam).
Głupio mi było tam biegać za mym Aniołem, dziękować i uśmiechać się jedynie... patrząc na nią doszłam do wniosku, że może jej przypaść do gustu coś niebiesko srebrnego.
Ale najpierw trafiłam za zasłonki na badanie USG. Te zasłonki najbardziej mnie śmieszyły jakiś czas później, gdy z odsłoniętym podwoziem czekałam na transwaginalne badanie, a zasłonki tak sobie majtały w prawo i lewo przy przechodzeniu kolejnych pacjentów... Bo w naszej onkologii jest wielka hala do badań USG, a kolejne stanowiska są poprzedzielane tylko takimi parawanami/zasłonkami :-)
Ale wracamy, wracamy. Badanie trwa. Widzę skupienie na twarzy mojego Anioła, gdy lekarz...a może lekarka ślizga się po mojej oponce. Słyszę jak dopytuje: "Ale wątroba? Spójrz na wątrobę..." Leżę i się zastanawiam, co ma cyc wspólnego z wątrobą... "Ładna, w normie, niepowiększona, czysto". Czyżby mój Anioł odetchnął z ulgą?
Chwilę później siedzimy przed ostatnim badaniem diagnostycznym - RTG klatki piersiowej. Znów się dziwię, ale może to dla potrzeb czekającego mnie leczenie. Zresztą, jakiego leczenia??? Uznałam, że skoro pod moim opatrunkiem po bipsji gruboigłowej tak brzydko pachniało ropą, to mój guz to na bank stan zapalny i wielki ropniak. Zresztą efekt pewnego skoku Miećki na moją pierś, co dokładnie pamiętam, bo potem kilka dni pierś była obolała....
Więc siedzimy i rozmawiamy. Wyjmuje pudełeczko z wisiorem o niebieskim oku.... Zaskoczona ogląda. "Śliczny....ale wiesz, dostać prezent w takim dniu, gdy muszę Ci powiedzieć, że masz raka...Czekam tylko na podpis pod badaniem".
BAM! Dostałam w pysk...może obuchem w łeb, nieważne...siedziałam i ledwie słyszałam, co dalej mówi "Przed Tobą lepsze i gorsze dni, ważne żebyś szybko rozpoczęła leczenie. Nie poddawaj się. Moja znajoma rok temu przechodziła przez to samo. Teraz nikt by nie powiedział...."
Wciąż czułam dziwne, nieznane mi do tej pory kołatanie pod czerepem...
"Ale wiesz, mam do Ciebie prośbę".
Prośbę? Do mnie? Myśl ledwie zdążyła zakiełkować, gdy usłyszałam: "Postaraj się w najbliższych miesiącach nie zajść w ciążę..." Nic nie odpowiedziałam. Bo niby co, ze do ciąży potrzebny jest sex. A sex jest ostatnią rzeczą, na którą obecnie mam ochotę?...
Stałam na prześwietleniu i z trudem utrzymywałam bezruch.
"Skąd ja mam wziąć siłę do walki o życie?" - myślałam w przerwach pomiędzy kolejnymi atakami płaczu.
A potem zadzwoniłam do mojej przyjaciółki z info, że to rak.
Zanim doszłam do hallu, do szatni Irmina była już przy mnie. Nie wiem jak wsiadłam do samochodu, jak dojechałam do nich do domu... Kanapa okazała się terapeutyczną kozetką. Dwie godziny terapii i była gotowa wrócić do domu. Do syna. Małż wciąż tysiące kilometrów od domu...
Adwent. Kapi uczestniczyła w roratach. A ja siedziałam w kościele. Patrzyłam na twarz Chrystusa ukrzyżowanego, z rozchylonymi ustami...Dokładnie tak wyglądał mój tata po śmierci. Głupio to brzmi, ale przed włożeniem do chłodni nie zadbano o domknięcie powiek, ust...I takiego go niestety pamiętam. Bardziej niż żywego, uśmiechniętego.
Stałam i w duchu rozmawiałam z rodzicami: "tak bardzo Was prosiłam, abyście byli przy mnie, a Wy mnie opuściliście". W tym momencie poczułam, że ktoś szarpie mnie na plecach za kurtkę. Odwróciłam się. 2 rzędy ławek za mną były puste... Stanęłam twarzą do ołtarza i sytuacja powtórzyła się... W duchu krzyknęłam z radości "Mama" I popłynęły mi łzy. Ona tak zawsze mnie zaczepiała na powitanie, gdy podchodziła z tyłu...