No niestety, pastwiska sa strone, a ziemia gliniasta, więc sliska w czasie pory deszczowej. Wczoraj awaryjnie gotowalam kolację, bo Hindus wybył na 3 dni do stolicy ("nauczać"
he he he), wiec mnie ominęly rozrywki pogrzebowe. No prawie ominęły
Ostanie dni były bardzo ulewne, Juan nawet nie chciał kopac grobu w niedziele, bo uważał że nie ma sensu, bo woda wejdzie. Gaur nie widział zadnego problemu z wodą. Do czasu aż do zalanej wodą dziury wrzucili Niszthę i... wyłynęła
. Na pewno byla tam niezła zadyma, bo każdy mial swoja koncepcje co zrobic, w miedzyczasie Szwed mi poeiwdział, że mają zamiar włozyc do dołu węża ogrodowegoi zassać, żeby ją wylać, co niemal doprowadzilo mnie do ataku serca, bo już mialam wizję jak w tym dole razem z Nisztha legna pokotem nasze chłopaki, zatrute botuliną.
Na szczęście okazało się, że idea była inna, ale i tak nietrafiona, skończyło się na wylewaniu wiaderkami i darciu ziemi rękami, bo glina tak sie kleiła, ze nie mogli wbić łopaty.
Zasypali tylko pół grobu, modląc się, żeby w nocy nie było wielkiej ulewy, która to wszystko znowu wymyje. O 7-mej wieczorem Gaur przyszedł ociekając mułem, musiałam dać mu szmatę pod nogi, bo inaczej jadalnia bylaby równie mulista. Nie wiem jak w tym stanie zdołał zjeśc kolację, ja bym sie nie odwazyła. Reszta chłopakow wymyła sie az na rózowo
Powiedziałam Syamowi, zeby wypuścił Bhimę, prawdopobobieństwo, że rzuci sie do kopania tego mułu, zeby wydobyc konia byo znikome
Poranek jeszcze 10 minut temu wyglądał bardzo dobrze. A teraz znowu się chmurzy