Wróciłam...była piękna słoneczna pogoda . choć bardzo zimny wiatr...Spotkałam dawno nie widziane kuzynki Janusza , które jednocześnie są moimi koleżankami i byłymi sąsiadkami...Wspomnień nie było końca. Jednocześnie służyłam za "rozszyfrowacza" Rodziny kuzynki...znajomych...Sąsiadki wyjechały w latach siedemdziesiątych ... ale gdy mówiłam KTO to jest ...wspomnień nie było końca...Szkoda,że z tak przykrej okazji. Ale sąsiadki przyjadą na 100 lecie wronieckiego harcerstwa więc wtedy sobie pogadają z osobami dzisiaj "rozszyfrowanymi"...A ja dzisiaj odreagowuję...wiem,ze jeszcze będę czekała za telefonem od kuzynki aby jechać do szpitala.Jutro córki kuzynki są w domu więc pozałatwiają to co pilne...odbiór łóżka...wózka...chodzika...Reszta...ze spokojem...
Dzisiaj w pewnej chwili było mi przykro....Byłam sama ...bracia nie mogli przyjechać...
Miło mi było gdy usłyszałam,że Wiesia mówiła Rodzinie o mojej pomocy...Nie tak miało być...Teraz już Jej powiedziałam,że zaprowadzę do neurologa....tymbardziej,że młodsza córka powiedziała mi,że też ma takie "odruchy nerwowe" jak Mama...
Dziękuję Wam za wsparcie...tak bardzo miło wiedzieć,że choć daleko ale wirtualnie jestem przytulana...trzymana za rękę...