ooo, jak dobrze, że nie jestem tu jedynym chmielewskolubnym stworzeniem! uwielbiam od lat, jeszcze od podstawówki. pierwsze moje zetknięcie z nią to "wszyscy jesteśmy poejrzani" - czytałam w autokarze, którym jechałam do niemiec - w pierwszym rzędzie siedziałam i rżałam jak dzika, raz o mało z siedzenia nie spadlam, cały autokar miał ze mnie ubaw i na postojach mi się przyglądali... podobnie jak dojeżdżałam na studia - czy to autobus, czy ciapąg - no nie umiałam się czasem powstrzymać i rechotałam na cały głos. jeszcze jak cała akcja była śmieszna, to pół biedy, bo można to było stłumić, ale jak coś "wyskoczyło nagle"... ryk na cały głos i znowu się wszyscy gapili... przy Joasi odpracowałam na własnej skórze prawdziwość powiedzenia "przy czytaniu się nie je" - u mnie w rodzinie takie jest w użyciu, nie wiedziałam dlaczego. no to przy którejś chmielewskiej się dowiedziałam - zakrztusiłam się słonym paluszkiem tak że o mało nie zeszłam. wypróbowałam też jej odżywkę na włosy - rzeczywiście działa, no i w_prawie_ciągłym użyciu u mnie jest jej "książka poniekąd kucharska". naturalną koleją rzeczy, przy czytaniu tematów do magisterek przez moją_panią_profesor, gdy doszło do nazwiska "Chmielewska" w sali zapadła cisza i tak teatralnie jeden po drugim wszyscy odwrócili się w moją stronę... no to nie miałam już wyjścia... przy tej okazji spotkałam J.Ch. kilkakrotnie, poznałam też jej świtę, plenipotenta, wydawnictwo, przyjaciół...
(jeszcze się tu doliterkuję, teraz mykam myć łosie młodszej...)