Pierwszy deszcz w tym roku spadł w sobotę!!!
I na szczeście długi, spokojny, bez burzy. Ziemia się napiła, usychajace roślinki podniosły śmiało liście. I tylko suka się chyba przeziebiła
Jest już bardzo łysa, więc łatwo marznie. Wczoraj nic nie jadła (zmarnowałam nawet ostatnie jajko i puszkę mokrej karmy), dziś rano trzęsła się jak galareta, ale na szczęście zjadła trochę mokrej karmy i dreszcze ustały. Teraz siedzi w budzie.
Jutro wyjeżdża ostatnich dwoje gości. Murli zostaje do kwietnia, ale on jest tu prawie mieszkańcem (a przynajmniej ma takie pragnienie żeby mieszkać na stałe), więc się jako gośc nie liczy.
Od połowy grudnia do końca stycznia mieliśmy naprawdę "ostry dyżur". Trochę osób się zmieniało, było jednak kilka takich które przyjechały na cały ten okres, a nawet dłużej, liczba nie spadała poniżej 17, co może się wydawać niedużo, jednak jeśli wziąć pod uwagę limity wody, prądu, kucharzy, no i miejsc fizycznie, było to ogromne wyzwanie. Wielu osób nigdy wcześniej nie spotkaliśmy, były cudowne niespodzianki i był też stres.
Całe szczeście w sumie, że Jadamdagni, który utknął w Madhuvan w czasie lockdownu wyjechał kilka miesięcy przed festiwalem. Jako astmatyk był bardzo przewrażliwiony na punkcie covida, wszyscy musieli siedzieć na kwarantannie, zahcowywac dystans, on ostetntacyjnie nosił maseczkę. Ustalone było, że uczestnicy festiwalu mają być zaszczepieni, to się jednak nie udało w 100%, co dla niego byłoby ogromnym stresem, mimo że te osoby z kolei musiały mieć negatywny test. I dla nas, bo by ciągle o tym mówił. Nikt nie zachorował, prócz jednej osoby która złapała "małpiego wirusa", o czym usłyszeliśmy dopiero po skonsumowaniu obiadu ugotowanego przez tegoż delikwenta.
Na szczeście wirusowi tylko on podpasował. Covid odstraszył nam kilkoro gości, niestety. Może i dobrze, bo i tak częśc osób musiała spać pod namiotami i choć się na to zgodzili na początku, to wcale im się to nie podobało, miedzy innymi dlatego, że ten okres roku to pora miniaturowych kleszczy, które czają się tysiacami w chaszczach i z przyjemnością wpełzają do namiotów
2 wykłady dziennie- rano i wieczorem, 3 posiłki do przygotowania i sprzątanie po nich, organizacja kolejki do prania, przywożenie i odwożenie gości, organizacja testów na covida, wycieczki na plażę, wycieczki nad rzekę... Nasi goście nie mieli się czasu nudzić. My też nie
W pewnym momencie naliczyłam że mamy na obiedzie osoby z 11 krajów- a przewinęło się jeszcze więcej. USA, Kanada, Włochy, Bułgaria, Meksyk, Finlandia, Szwecja, Szkocja/Peru, UK, Luksemburg, Hiszpania, Argentyna, Polska. Kostaryka, Szwajcaria... pewnie ktoś mi umknął
Niektórzy goście byli nieocenioną pomocą, bez nich nie dalibyśmy rady udżwignąć wszystkiego, szczególnie jeśli chodzi o sprzątanie. Nasza dość introwertyczna ekipa wciąż jeszcze dochodzi do siebie po tym doświadczeniu, w sierpniu mamy nadzieję na powtórkę, choć już z mniejszą liczbą ludzi