Ulewa dudni po dachu, ja dzwonię. I automat gada do mnie po ichniemu co mam naduszać. Ledwie słyszę, ale udaje mi się trzy razy nacisnąć odpowiedni numerek. Jest, zgłąsza się pani! Przygotowana jestem, Gaur powiedział, że musze podać imię i nazwisko, napisałam se to na kartce z hiszpańską wymową alfabetyczną, bo co jak co, ale przeliterowanie mojego nazwiska po hiszpańsku to jest wyczyn!
Pani coś gada. Z szybkością karabinu maszynowego. Częśc rzeczy wyłapuję, bo były wymienone na rządowej stronie. Najwyraźniej powtarza mi listę potrzebnych dokumentów. Nazwisko przeliterowałam. A ona żada numeru mojego "dowodu", który to siedzi w chałupie, gdzie mogę stracić zasięg, zamknięty w walizce, w wąskiej strunowej torebce i w plastikowym portfeliku. . Boszzzzze! Wpełzam częściowo do chałupy. Po drodze gubię długopis com se nima miała zapisywać potrzebne dane. W jednej łapie telefon, drugą staram się otworzyć walizkę i wyciągnąć nieszczęsny kawałek plastiku. Gdzie moje okulary!? Bez nich nie widze cyfr, w pomieszczeniu jest ciemno, bo na dworze pada, ja na podłodze więc nie mogę włączyć światła. Udaje mi się namierzyć szkło powiększające, sukces, kobita jeszcze się nie rozłączyła! 😵
Dyktuję jej numer, modląc się, zebym nie pomyliła nazw. Ona coś gada, nie mam pojęcia co, ale wnioskuję, ze pyta do kiedy dokument jest wazny. Mówię zatem to, chyba dobrze, bo już nie powtarza tego pytania. I znowu coś mówi. Jakieś xero mam też zrobić, ale czego, nie mam pojęcia. Chyba tego dowodu... Dogadujemy się, że pojadę do banku w Nicoyi. Teraz mówi coś o dacie, o poniedziałku. Poniedziałek odpada, bo mamy święto. Wiec pytam czy może być wtorek. Wtorek OK, 3:30, po południu (chyba nie przeszłoby mi przez myśl, że próbuje mnie umówić w środku nocy he he). Teraz ile mam zapłacić. 123 dolce za coś tam 8 dolców za coś tam, 4000 colonów za coś tam. Tymczasem pani dyktuje mi kolejny numer. Chcę to wszystko zapisać. Znknął mój długopis! Zapuszczam żurawia do chałupy i widzę ułamek ołówka, łapię jak skarb. I pisze bezcenne cyferki. Na koniec kobieta usiłuje mnie zapytać o numer telefonu, a ja go oczywiście mie pamiętam... Próbuję dostać się do kontaktów, znalazłam, już szczęśliwa dyktuję... Pani w połowie się znudziła i zakończyła rozmowę... A ja uświadomiłam sobie, ze nie mam pojęcia do czego jest mi potrzebny ten długi, sześciocyfrowy numer, który powtarzała mi starannie dwa razy, żebym dobrze zapisała... 😎
cdn