Odnosząc się agawo do Twojego postu, że nie lubimy dyskusji, czy jakoś tak, nie chce mi się szukać,
ale od dwóch dni łażą mi te słowa po łepetynie.
Obiecuję krótko.
Sparwy kraju nie są mi obojętne.
Był czas, młodości, moich studiów, gdy kibicowałam strajkującym robotnikom, uczestniczyłam w strajkach studenckich.
Potem czas przemian, kiedy już sama pracując, mocno wierzyłam w dobre zmiany.
Minęło 20/30 lat i czas pokazał jakie to były zmiany.
Uważam się niestety za pokolenie stracone/zawiedzione.
Najwyraźniej jestem na wewnętrznej emigracji, mimo, że na wybory wciąż chodzę.
Nie wierzę, że kiedyś poprowadzimy ten kraj do normalności, tj. do takiego momentu, że bez kłótni wypracujemy, latami, dobrą przyszłość, gospodarkę na takim poziomie, aby nam się dobrze żyło. Nie potrafimy tego. Bez przerwy sie kłócimy, zrywamy do działania, co już mnie draźni, ale jeśli chodzi o normalną, znojną, pracę, coś z nami nie tak.
Jeśli spojrzy się historycznie na ten temat, widać to jak na dłoni.
Dlatego ja mówię pas. Przestało mnie to już bawić, niech inni pokażą ...
Nie jest mi z tym dobrze, ale inaczej nie potrafię na dzień dzisiejszy i myślę też, że nie jestem w swoim mysleniu odosobniona.
Napisałam to po to bo odczytałam te słowa trochę jako zarzut.