Nowy tytuł bardzo pasuje!
To w takim razie moje refleksje na temat jednej metody. Po diagnozie rzuciłam sie w wir poszukiwania informacji, gdzie każda krzyczała "tylko tak wyleczysz raka".
Szukałam tez alternatywnych i niesdzkodliwych rozwiązań i tak napatoczyłam sie na bloga pewnej pani z Polski, która leczyla swojego raka terapią Gersona. Poczytałam, poczytałam i... to było to czego potrzebowałam, żeby przekonac sie całkowicie do chemioterapii
Pani, nie pracowała rzecz jasna, bo przy terapii Gersona nie ma sie czasu na nic innego jak tylko próbe utrzymania się przy zyciu za pomoca kilkunastu świezo wyciskanych soków. Jej mąż na szczęscie jest na tyle zamożny, że stać go na kupowanie ekologicznych warzyw w ilosciach, jakich nie była bym w stanie kupic we wszystkich ekologicznych sklepach w moim mieście, nawet gdybym wykupiła hurtowo całe ich dostawy. Do tego lewatywa z kawy 5 razy dziennie. Pani żaliła się, że nienawidzi tej diety i tych lewatyw, ale będzie to robic do końca zycia, ponieważ jej rak sie zmniejsza. W ciągu 3 lat z 1,5 cm, skurczył sie do 0,7cm... Wiecie, jak sobie policzyłam, że mojego musialabym w ten sposób zmienjszac ze 20 lat, zamkneta w domu miedzy wyciskarka do soków a ubikacją (że o konieczności wygrania miliona w totka nie wspomnę), to chemioterapia wydała mi sie przy tym terapią szybką, skuteczna i nie niosacą tak dalekosiężnych skutków ubocznych w postaci pozbawienia wszelkiej przyjemności z jedzenia, zrujnowania całego zycia towarzyskiego i kariery zawodowej
Nie neguje metody czy jakichs jej elementów. Pewnie sa osoby, którym pomaga, bo inaczej nie byłoby klinik, które ja oferują. Myślę, że właśnie w klinice ma większy sens, gdzie pacjent tylko płaci, a nie musi sam męczyć się z wyciskaniem soków ani przygotowaniem kawy do wiadomego celu... Tylko że koszty sa horrendalne.
Wiele metod alternatywnych jest tak naprawde dużo droższych od chemioterapii (tym bardziej, że płaci sie z własnej kieszeni). Tak jest z leczeniem w klinice dr Burzyńskiego. Jego terapia nie przyciąga większej ilości zwolenników wśród lekarzy własnie z powodu kosztów (nie rozumiem czemu specyfik jest tak drogi skoro mozna go produkować z moczu).
Ukrain też jest drogi, choć juz bardziej na ludzka kieszeń niż leki Burzyńskiego. No ale w Polsce jest nielegalny, wię ctrzeba nie tylko znależc kogoś kto go sprowadza, ale też i zaufaną pielęgniarkę czy lekarza do podania leku. Sprawdzałam ta opcję przed operacją, wielkośc guza dyskwalifikowała mnie jednak do terapii ukrainem. Wiem o osobie, która się leczyła ukrainem (równocześnie z chemioterapią) i jest zdrowa od kilkunastu lat, potem na raka zachorowala jej mama i też jej podawała ukrain i też pomogło. Być może pomogłaby sama chemioterapia, kto to wie?
Czy jest bezpieczniejszy od chemioterapii? Nie wiem... Podobno ma mniej skutków uboczych. Ja usłyszałam jednak, że przy dużym guzie gwatowna apoptoza grozi wstrząsem toksycznym i smiercią i z takimi wynikami jak moje nawet by mi go nie sprzedali. No ale to lekarze austriaccy, a tymczasem w necie roi sie od ofert "odstapie Ukrain", bez pytania o rodzaj i wielkość guza... Myslę, że lepiej nie brać go na własna rękę, chyba że profilaktycznie już po leczeniu