Wszystko to dla mnie czarna magia, a pewnie i kosztuje nieźle. Pozostanę przy swoim jedzonku, baz napinki żadnej z przewagą wegetarianizmu. Ale raz na tydzień, coś mięsnego zjem. Mam zalecone przez prof. Lubińskiego jedzenie schabowych więc będę posłuszna.
Nikogo do niczego nie przekonuję, ale ja jestem za stara, by uczyć się nowych potraw, smaków. Znam wiele osób, które dożyły sędziwego wieku (powyżej 90 lat) i jadły wszystko. Niedzielne śniadanie to parówki. W dobie komuny, był to luksus, bo na kartki. Piekło się wszystko na margarynie. Cukru nikt nie żałował sobie, oczywiście w ramach kartkowego deputatu. Był to 1 kg/miesiąc. Teraz ja 1 kg zużywam na kwartał i gdybym nie piekła, byłoby na rok.
Nie ukrywam, że jedząc, jak mnie w domu nauczono, jak jadłam dotychczas, nie mając tej wiedzy, jaka dziś ze wszystkich stron (głównie internet) dociera, mam stres, czy aby nie jestem ignorantem