Ja dobrze pamiętam w LO posunęłam się do przodu ze wszystkimi przedmiotami i po maturze (Mirusiu niestety z wyjątkiem historii, za którą nie przepadałam - dziś to żałuję) czułam się pewnie z wielu przedmiotów. Moje dziecka też zmądrzały w LO, więc z tym cofaniem to nie rozumiem. Może gimnazja mieli na b. wysokim poziomie.
Ja kalkulatorów bym się nie czepiała. Matematykę można sprawdzić poprzez treść zadania i zastosowanie takich "myków" które sprawdzą, czy uczeń myśli.
Ja bym poszła dalej. Pozwoliłabym korzystać ze słowników, encyklopedii, a oceniała samodzielne myślenie, własną interpretację. Przecież w życiu jest dostęp do wszelakiej wiedzy (internet) a rolą naszą jest umiejętność skorzystania z tej wiedzy i jej zastosowanie w praktyce.
Jak ktoś chce i ma dobrą pamięć to może sobie wsio zmieścić w głowie. Nie straci czasu na szukanie i będzie miał więcej czasu na napisanie własnej pracy.
Ale może zbytnio wybiegam w przyszłość.
Hamaczku, za syna nie przeżyjesz życia i sam musi się przekonać, "czy woli czytać książeczki, czy nosić woreczki".
Większość dziecisk nie jest winna. Dużą winę przypisywałabym nauczycielom, którzy nie potrafią zainteresować przedmiotem. Nie mają predyspozycji do uczenia (mimo swojej ogromnej wiedzy). I niestety z tego, co obserwuję jest dużo takich nauczycieli.
Mamy bądźcie dobrej myśli, nie stresujcie już swoich pociech