ale wnerw na noc: byłam w kościele wieczorem autem, wychodzę a za moim i sąsiednim samochodem w poprzek zaparkowany ford.
Ja na skrajnym miejscu pod murem do parku, niby ma troche m-ca od str. pasażera, ale nijak nie da się wykręcić. nameczyłam sie, ale nie dało się. Zaczęli się mną zajmować dwaj pijaczkowie, więc musiałm im zdecydowanie, ale grzecznie podziękować, poleciały do mnie epitety, bo nie doceniłam ich fachowości. zastanawiałam się policja, iść do kościoła z powrotem(były rekolekcje dla chopów), zostawić auto iść do domu i wrócić za jakiś czas. żadne rozwiązanie nie dobre. Nie wiadomo gdzie ten kretyn był - w kościele, na rynku... Poprosiłam przechodzącego chlopaka, żeby trochę mnie popilotował, ale szło marnie. W końcu szły dwie pary, jeden miała małe dziecko w nosidełku, kierowali mna, ale szło na centymetry i się poddałam. Chlopak zdeklarował, że wyjedzie i.... oddałam kierownicę obcemu. Bałam się, żeby nie otarł sasiedniej toyoty no i mojej. Był to majstersztyk jak wyjechał. Gorzej, bo jak juz wyprowadził auto na prostą ostro dodął gazu i do przodu - struchlałam, bo mógł po prostu odjechać! Wcześniej mówili, że ten drugi jest kierowcą autobusu, ale on nie chciał wymanewrować bo jest po dwóch piwach. Ten który mi pomógł może też był po piwie - nie wiem. Cała ta historia bardzo mnie zdenerwowała, miałam szczęście, że porządni ludzie byli... ufff