Z serii "Jak rak łagodzi obyczaje".
Przed wizytą u kardiologa miałam zrobić EKG (gabinet obok). Wchodzę. Pani pielęgniarka (choć bez fartuszka) instruuje oschłym głosem:
- pani tu usiądzie.
Siadam
- dane.
Podaję
- pani powiesi tę torebkę na wieszaku.
Wieszam. i podchodzę do leżanki.
- Ale bluzkę to od razu pani też mogła tam powiesić.
Więc wracam i wieszam myśląc jednocześnie "Ancia nie wqr...się, bo Ci ekg kiepsko wyjdzie"
- Pani się położy. Ale wyżej głowę, wyżej.
Więc się wyżej podciągam.
- Biustonosz trzena rozpiąć i podciągnąć.
Rozpoinam i podciągam.
Podchodzi do mnie ze słowami "Ale wyzej, wyżej podciągnąć" i sama podciąga. Oczom ukazuje się "dżdżownica Magda" czyli blizna po cycu. Pani nawet nie ukrywa, że nie może oderwać wzroku.
- Ojej... miała pani mastektomię. Czy to jakaś świeża sprawa?
Więc odpowiadam, że nie, że to już 5 lat.
I następuje metamorfoza:
- Tu muszę zmoczyć dobrze?
- delikatnie tu dotknę, dobrze?
- proszę na chwilkę wstrzymać oddech. O tak, doskonale.
I "do widzenia" wypowiedziane z uśmiechem (na moje powitanie reakcji nie było).