a wydawoło by się, że masz tam życie bez stresów, w ciszy i spokoju
Bo tak przeważnie jest
No, może z cisza róznie bywa, nie ma tutaj martwej ciszy jak czasem w polskim lesie zimą, zawsze odzywa sie jakiś zwierzak czy owad. Ale ja to lubię! Najciszej bywa gdy jest bardzo goraco, tak lekko po południu, gdy wszystko co zywe siedzi gdzies w cieniu i oszczedza wodę.
Dziś juz go prawie podniesli, juz majtał nogami w gorze. I lańcuch puscił, wrrr. Murli pojechał własnie do miasta, zeby kupic mocniejszy sprzet niz ten pożyczony. Będzie na lata, to już drugie leżące zwierzę w ciągu 8 lat, więc warto zainwestować w cos na przyszłość. Preyo była mniejsza, ważyła niecałe 200kg. Ale wtedy byłam w zasadzie sama do jej "obsługi", więc musiała zostać w pozycji leżącej. Robiłam jej codziennie masaż, podtykałam wode i jedzenie pod leżący łepek, usuwałam kupy, sypalam świeży piasek na siku. A odlezyny i tak były... . Po 6 tygodniach zaczęła chodzić. Ale kuleje lekko do dziś. Nigdy się nie dowiedzieliśmy co miala uszkodzone, wtedy weterynarz odmówił przyjazdu "bo jak ma coś zlamane to co ja poradzę". Na pewno miała połamane żebra, przez pierwsze dni mdlała z bólu mimo zastrzyków. I coś było nie tak z jedną z tylnich nóg, ale co nie wiadomo, bo pozwalała jej dotykać na calej długości, sprawdzilismy że nie ma nic między racicami, ani widocznego zlamania czy zwichnięcia, opuchlizny. Jednak nie stawała na niej przez 6 tygodni. Niby to nie są prawdziwe góry, a wypadków mimo to dużo
Juan "pocieszył" nas, że któregos roku stracił w Madhuvan 10 krów (jak jeszcze była to własność jego ojca)
Postawienie go na nogi to jedno, przekoanie, żeby wiecej nie wdawał się w bójki na zboczach (może zechce zemścić się za utratę roga) to drugie i obawiam się, że z tym mozemy mieć trudno