Jako, że w watku Perły rozgorzała dyskusja miłosno-nienawistna na temat Boga, chcialam się podzielić innym poglądem na Jego istnienie, innym niż miłość-nienawiść w rozumieniu chrześcijanskim, gdzie Bóg jest uważany za kreatora wszystkiego, a skoro stworzył i kontroluje, to żale niektórych o to, że "mu nie wychodzi" albo "się nie chce" moga być uzasadnione.
W żadnym znanym mi odlamie hinduizmu natomiast nie ma koncepcji Boga- rozdawcy kar i nagród. Taki Bóg może wydawać się straszny.
Według ścieżki, ktorą ja podążam, Bóg jest wszystkim i nie jest tym jednocześnie. Świat materii jest Jego częścią, istniejącą wiecznie i nie podlegającą stworzeniu. Bóg nie stwarza rzadzacych materią praw, one istnieją wiecznie i sa Jego częścią.
Absolut akceptuje siebie samego takim jest, nie ma zadnego powodu, żeby usiłował zmieniać część siebie, bo z zasady jest niezmienny. To tak jak ktoś urodzi się z niebieskimi oczami. Nawet jeśli założy szkla kontaktowe, jego DNA wciąż będzie kodować niebieskie oczy. Czy winimy kogoś za kolor jego oczu? To po co winić Boga za to, że część Jego wiecznej energii ulega przemianom i rządzi się twardym prawem karmy?
Materia jest jedna z Jego postaci istnienia, świat ducha jest inną i ten jest bardzo różnorodny. I jest jeszcze coś posrodku, pomiędzy duchem a materią, maleńkiego i kruchego, jak iskierki, które oderwały się od płonacego ogniska- to my. Nasza boska natura ma moc kreacji i to my kreujemy akcję w świecie materii. W tym sensie Perła ma rację, bo to nasze wybory i podswiadome pragnienia doprowadzają do rozstroju DNA i w konsekwencji do raka.
Bóg nie ingeruje w nasza wolność wyboru, dlatego istnieją wojny, morderstwa, gwałty, kradzieże. Miłość absolutna to absolutna wolność. Zaczyna się zajmować nami osobiście dopiero gdy nam zaczyna zależeć na poznaniu Go- naszego źródła.
W chrzescijaństwie, islamie i juaizmie jest koncepcja, że Bog ukarze złoczyńców. W hinduizmie Bóg zajmuje się świetymi i tymi, ktorzy swiętymi chcą zostać a nie złoczyńcami, źli ludzie poniosa konsekwencje swoich czynów dzięki prawu karmy, podobnie dobrzy. I jednym i drugim Bóg jako osoba jest wylacznie "potrzebny" do spełniania ich pragnień, które przeciez i tak zaspokajają za pośrednictwem natury. Dlatego najbardziej zagorzały ateista moze cieszyc sie świetnym zdrowiem i zadna ilość "bluźnierstw" nie sprawi, że mu piorun rozwali czachę
To że jako osoba nie zajmuje się niczym osobiście nie oznacza jednak, że Go tutaj nie ma. Atomy, elektrony, komórki, ziemia, woda, powietrze- to wszystko Jego energia, to Jego energia stoi za oddychaniem komórkowym i atomowymi reakcjami na Słońcu. I Jego energią jesteśmy my.
To bardzo skrótowe i powierzchowne, no nie mogłam sie powstrzymać, bo nie miesci mi się w głowie, że można podejrzewać, że Bóg siedzi i patykiem grzebie komuś w genach