Mag, Amorku
, to co piszecie jest logiczne, ale mnie nigdy nie opuszczają myśli o niedostatecznej kompleksowej diagnostyce po skończonym leczeniu i szybkich wznowach, przerzutach (na szczęście nie występujących często
)
Znowu nie na tem wątek, ale w kontekście. Znajoma miała raka jelita grubego. Operacja (środkowa część więc odbyt pozostał) kawałek jelita wycięty, łącznie z sąsiednimi węzłami. Po zadzwoniła do lekarza prowadzącego z pytaniem o wynik. Przez tel. uzyskała informację, że jest wszystko ok. guz niezłośliwy i nie będzie dalszego leczenia. Z tej radości zdecydowała się na operację haluksów, którą od dawna odkładała.
Po 1-2 miesiącach, gdy już była po operacji stópek i uziemiona na 6 tygodni, przyszedł wynik. Rak GII z naciekaniem. W węzłach też coś było i też naciekało do torebki (piszę z pamięci, może być niedokładnie sformułowane). Podobno na kontynuację leczenia w tym momencie było za późno (za duży odstęp czasu od operacji) Jej przerażenie
, panika lekarza, który o tym niby dobrym wyniku poinformował.
Natychmiast był PET, powtarzany jeszcze po pół roku i kolejne 3 lata raz na rok, była TK, USG; wszystko nader często. I co okazało się, za każdym badaniem, że jest ok. Znajoma uniknęła chemii, czuje się rewelacyjnie już ponad 5 lat od operacji.
A w onkologii stosuje się standardy i jeszcze na siłę się o wszystko upraszamy, a nie szczegółową diagnostykę, by nie przesadzać z chemią, radio lub dać od razu na ful, niezbędny, dla konkretnej osoby, konkretnego raka (diagnostyka w międzyczasie). A tak się dzieje dopiero przy przerzutach