przenosiny do teściów, to dobry pomysł. ewentualnie przenosiny samego młodego
chociaż na kilka dni - niech chłopak ma wakacje, a dziadkowie się wnukiem nacieszą
z chemią to jest tak, że każda z nas inaczej ją przechodziła. nawet jak miałyśmy ten sam "zestaw" kropelek. jedne jeden dzień odpoczywają, a potem śmigają do pracy, inne leżą i kwiczą przez pierwsze dwa tygodnie. nie ma reguły. myślę, że nie masz się co nastawiać, że będzie tak_czy_tak - zobaczysz jak będzie u Ciebie, a ponieważ jeszcze tego nie wiesz, to nie masz się co martwić na zapas.
póki nie masz leczenia, załatw to, na co masz wpływ - czyli właśnie - kto się zajmie małym jak będziesz w szpitalu, kto będzie się nim zajmował jak już wyjdziesz i będziesz się źle czuła. jeśli młody będzie cały czas w domu, to może przyda się grafik z ciociami i wujkami do zabawy_na_popołudnia/spacerów. kto będzie robił zakupy (nie, nie Ty), kto będzie gotował (też nie Ty), kto wynosił śmieci. futrzaki jakieś w domu masz? to plan dla nich też - kto będzie karmił, wyprowadzał, sprzątał itede.
w każdej chwili możesz to zmienić, w każdej chwili możesz się w to włączać, jeśli tylko będziesz miała ochotę. ale plany na początek robisz takie, że nie uwzględniasz w nich siebie - od wszystkiego masz ludzi, a Ty leżysz, pachniesz i wracasz do zdrowia. a jak Cię najdzie ochota na gotowanie obiadków, pieczenie ciast czy zakup nowej kiecki - to to robisz. ale dlatego, że chcesz, a nie dlatego że musisz. dzięki temu masz taką 'poduszkę bezpieczeństwa', nie musisz się martwić jak sobie dasz radę, bo wiesz, że przy Tobie zawsze będzie ktoś, kto Ci pomoże.
to jedna propozycja. nie znam Cię i nie wiem czy takie coś będzie na Ciebie dobrze działało. może lepiej będzie jeśli w planach będziesz mocno uwzględniała siebie? - może potrzebujesz czuć się potrzebna, przydatna, niezastąpiona? i planowanie "we wtorek zrobię pomidorówkę, bo nikt inny tego nie zrobi tak dobrze jak ja" będzie Cię mocno dopingowało do wstania z łóżka? nie wiem, tu już sama musisz wybrać która wersja będzie dla Ciebie lepsza.
wydaje mi się (doświadczenie mi podpowiada
), że najważniejszy jest młody. jak jego będziesz miała "zabezpieczonego", zaopiekowanego, to i Ty będziesz spokojniejsza.
co do planów, polecałabym jeszcze ugotowanie teraz czegoś i zamrożenie (żebyś na te najgorsze chwile miała zapas), chleb też można mrozić, jakiś sernik może? wiesz, z chemią to jest trochę tak jak z ciążą - jak Cię najdzie na śledzie z truskawkami, to północ nie północ, małż musi zdobyć
pamiętaj o sobie i dogadzaj sobie. jedz i rób to, na co masz ochotę i słuchaj co mówi do Ciebie Twój organizm.
i jeszcze Ci mówię (jak jakaś ciotka_dobra_rada hehe), żebyś teraz usiadła i zrobiła sobie listę rzeczy, które sprawiają Ci przyjemność. spis ulubionych filmów (koniecznie komedie), najsmakowitszych dań, szalonych pomysłów i wszystkiego, co poprawia Ci humor. niech tam będą też takie rzeczy, które możesz robić w domu i bez wielkiego wysiłku (czyli obok najpiękniejszej trasy spacerowej i aquaaerobiku - kąpiel w pianie - na przykład). ukochane książki i filmy skompletuj sobie od razu, niech gdzieś tam (na kompie albo w kąciku) stoją i czekają. przyjdzie taki dzień, gdy psychika ciut siądzie. wtedy trudno będzie myśleć "co by tu zrobić, żeby mi się polepszyło", zazwyczaj człowiek się zapada w czarną dziurę, a nie kombinuje jak by tu z niej wyleźć - wtedy po prostu bierzesz listę, czytasz i na który punkt się uśmiechniesz, ten wykonujesz
ogólnie w czasie chemii nie ma co za dużo myśleć i roztrząsać. trza słuchać siebie.
teraz też nie roztrząsaj za dużo - myśl o tym, na co masz wpływ, a nie zamartwiaj się tym, na co wpływu nie masz.
a po operacji najgorsze są pierwsze dni, potem już z górki. na tą rękę, którą będziesz miała operowaną (to znaczy po której stronie pierś Ci odejmą, a konkretniej - węzły chłonne) nie będziesz mogła młodego nosić. zakupów też. moje młode śpią mi na brzuchu, turlają się po mnie (operację miałam 13.06.2011), pod tym względem różnicy nie ma - chodzi tylko o to, żeby łapki nie nadwyrężać. dasz radę
aha, ja z moją starszą (dwulatką) rozmawiałam normalnie. nic przed nią nie ukrywaliśmy, jak pytała to odpowiadaliśmy. choć bez szczegółów - dowiadywała się to, co chciała wiedzieć - czyli że mamusia jest chora i musi iść do szpitala, wróci jutro. każdy ma jakieś swoje przemyślenia, sposób wychowywania dzieci. ja postawiłam na szczerość i jako_takie poczucie bezpieczeństwa. trudno mówić o bezpieczeństwie w takiej sytuacji, no ale jakoś trzeba było to dziecku zapewnić. uznałam, że jeżeli będzie wiedziała co się dzieje, będzie "oswojona" z tym wszystkim i będzie widziała, że wszyscy (cała rodzina) obecny rozwój wydarzeń traktują jako normalny ("no niestety tak się czasem dzieje"), to też lżej będzie to przeżywać. dziecko to doskonały radar - od razu by wyczuła gdybyśmy coś przed nią ukrywali, okłamywali ją czy udawali że nic się nie stało i nic się nie zmieniło. dla niej to w ogóle był baaardzo ciężki czas - najpierw (jak miała 1,5 roku) mój szpital, czyli praktycznie odcięcie od mamy, z którą była bardzo związana i 24h/dobę, ze szpitala powrót z siostrzyczką, za miesiąc przeprowadzka do nowego mieszkania, a za kolejny miesiąc rozpoczęcie mojego leczenia... mówię, że moje dziecko w ciągu pierwszych trzech lat swojego życia przeżyło więcej niż niejeden dorosły. i naprawdę dumna jestem w jakim stylu to przeszła. i podziwiam ją mocno