No to się pochwalę, Agawciu, aby Ci pokazać, że może być ....
Przygotowywałam niedzielny obiad, na zamówienie. W sobotę późnym wieczorem zorientowałam się, że nie mam makaronu, spoko, wstanę wcześnie w niedzielę i zrobię taki domowy. Załadowałam potrawy do autka, zawiozłam tam gdzie trzeba, rozładowałam. Okazało się, że mięsko rosołowe zostało, a na godzinę przed obiadem następna wpadka, nie ma ziemniaków. Wskoczyłam do autka, pędem do sklepu, wyskoczyłam z autka, ciapnęłam drzwiami, hop do sklepu. Wychodzę ze sklepu, podchodzę do autka, szukam kluczyków ... bez przekonania zaglądam przez okno na stacyjkę, a one sobie tam dyndają, tylko ja nie wejdę ao samochodu, bo ciapając drzwiami, zablokowałam je też. Dzwonię do mojej klientki, mówię co się stało. Przyjechała po mnie. Dzwoniłam też do syna, aby wziął ode mnie z domu zapasowe kluczyki i przyprowadził mi autko. Zwinął się dość szybko, jeszcze przywiózł mięsko rosołowe. I tak rzutem na taśmę o przewidzianej godzinie, na stół wjechał rosołek ze swojskim makaronem i między innymi mięskami, mięsko z rosołu i gorące ziemniaki.
Chyba muszę się zastanowić nad takimi zleceniami, zawsze coś wywinę ... ale to zawsze ...