Brejo dziękuję za tyle i proszę o jeszcze. Czy od początku byłaś na Kostaryce?
Nie, najpierw przyłączyłam sie do malutkiego osrodka w Lublinie, to nawet nie była świątynia, bo wynajmowaliśmy mieszkanie. 2 miesiące w Belgii. Potem Kraków, Mysiadło pod Warszawą, a po zmianie nauczyciela- najpierw Kalifornia Północna, a później Kostaryka, od jesieni 2008. Uff... czy ja sie naprawdę tyle razy przeprowadzałam?
Co Ciebie przekonało do bycia mniszką i wyznawczynią Kryszny? Podobnie, jak Mirusia jestem zielona w tym temacie i wszystko, z czym zechcesz się podzielić, będzie dla mnie ciekawe. Ach zadawałabym pytań bez końca. Dobrej nocy nie mogę życzyć, bo u Was teraz inna pora. Powiedz, czego życzy się mniszkom.
Od dziecka byłam bardzo pobożna. Częsciowo wychowywała mnie Babcia, która była super wierząca i w zasadzie codziennie mowiła o Bogu i świętych. To było dla mnie niesamowicie fascynujace, kochałam te opowieści, dla niej Bóg był bardzo obecny, cuda czymś oczywistym, świat roił się od duchów zmarłych, a na cywilizację miała już wkrótce spaśc zagłada w postaci Apokalipsy. Babcia wierzyła mocno, ale to była wiara pełna lęku. "Jej" Jezus zsyłał na ludzi wojny i choroby
Temat mnie więc fascynował, wierzyłam w Jezusa, ale modliłam się w zasadzie tylko do jego Matki, bo ją Babcia przestawiała jako jedyną która jest w stanie Boga udobruchać.
Zatem fascynacja łączyła się z lękiem i wyrzutami simienia, ponieważ kiedy wracałam do rodziców, nie mogłam być taka otwarcie pobożna. Ojciec wtedy był ateistą, teraz jest agnostykiem, mama nie praktykowała.
Kiedy miałam 13 lat mama kupiła mi książkę science fiction, w której były dwie inwokacje- jedna z Biblii, druga z Mahabharaty. Przeczytałam je i oszałałam. Muszę natychmiast przeczytać te książki! Ale łątwiej pomysleć niż zrobić. To czasy komuny, Biblia nie leżała na kazdej półce w księgarni. O Mahabharacie nikt nawet nie słyszał. Zrobiłam jednak takie larum, że ciotka, której córka właśnie szła do komunii zdobyła dla mnie dodatkowy egzemplarz Nowego Testamentu.
Kolejne kilka lat studiowałam Biblię. Najpierw Nowy, a potem Stary Testament. Sama. I wtedy pojawiły się moje pierwsze wątpliwości, ale nie tykałam ich. Babcia uznawała wątpliwości za grzech, grzech groził karą, więc...
Ale myślałam sporo o różnych rzeczach, zaczęłam wierzyć w reinkarnację i poszukiwać informacji na ten temat w Biblii, jak również informacji o tym, że zwierzęta mają duszę. Nie mogłam sie pogodzić z tym, co mówila babcia, że jak umierają to na zawsze. I (nie, nikogo nie przekonuje he he) ale znalazłam wystarczającą ilość danych, żeby wygrać któregoś razu dyskusje na ten temat ze Świadkami Jehowy.
Była zatem katoliczka wierzącą w reinkarnację. Potem zostałam wegetarianką. Ale cos mnie uwierało, chodziłam do różnych kościołów, na różne spotkania. Odwiedziłam ewangelików, zielonoświatkowców, adwentystów. Czytałam ksiązki o buddyzmie, marzyłam o przeczytaniu Koranu. W końcu kupiłam pierwszą książkę Bhaktivedanty Swamiego. Była to Bhagawad Gita. O wyznawcach Kryszny myślałam wtedy, że to studenci co się wygłupiają, bo kto by naprawde wierzył "w jakiegoś Zeusa"
Ale zaczęłam czytac Gitę i nagle zaczęły mi sie rozjaśniać te fragmenty Biblii, których wcześniej nie rozumiałam. Potem kupiłam kilka innych książek, fascynowały mnie, rezonowały dokładnie z tym jak czułam.
Poszłam na pierwsze spotkanie- ale do Misji Czejtanji. Nie wiedziałam wtedy, że są różne grupy wyznawców Kryszny i myslałam, że to to samo, co "Hare Kryszna". Było... nudno. A na koniec każdy dostał po ... chrupku "Królik Flips"
Parę miesiecy potem był w Lublinie program Hare Kryszna, wykład mi się podobał, potem zaczęły sie tańce, potem poczestunek, ale tu zaserowano pyszne hinduskie potrawy...
ZAczęłam chodzić regularnie na spotkania, najpierw takie ogólne, potem na te tylko dla wyznawców. Byłam wtedy nieludzko niesmiała, więc strasznie sie stresowałam, że coś zrobię nie tak.
Aż w końcu przyszedł moment, kiedy zauważyłam, że inspiracja religijna przychodzi do mnie z zasadzie tylko z tej jednej strony. Zaprzestalam więc chodzenia do koscioła. Było z tym trochę zadymy, bo rodzice nie wiedzieli o co chodzi, he he
I wtedy w lubelskim aśramie miejscowy lider zaproponował, że dziewczyny mogą wynając pokój obok osrodka i spedzać z wielbicielami Kryszny weekendy. Było nas 4, dwie z nas pracowały, dwie się uczyły. Te weekendy były cudowne. A ja w pracy miałam zadymę (to co się tam wydarzyło to historia równie nieprawdopodobna) i podejrzewałam, ze umowy mi nie przedłużą. W aśramie czułam się cudowniei w końcu postanowiłam, że jak mi się skończy umowa, to się wyprowadzę z domu i tam zamieszkam. I tak też zrobiłam
Tak naprawde zawsze bylam odludkiem i "dzikusem" i dopiero wprowadzenie sie do świątyni trochę mnie ucywilizowało. Wcześniej lubiłam tylko zwierzęta, a okazało się, że ludzkie istoty też boskie stworzenie