No to ja Wam tu herezje naopowiadam i mnie zlinczujecie, grzeczne dziewczynki...
Bo ja... jak napisałam już w tym wątku - ćwiczyć nie lubię i nigdy nie ćwiczę
A kręgosłup mam bardzo_bardzo pokrzywiony.
Już w podstawówce będąc, usłyszałam od ortopedy, że jak skończę 35 lat to będę żałowała, że żyję
Kazał leżeć 3h dziennie na desce i pływać.
Nie leżałam i pływać do dziś nie umiem
A mój kręgosłup na całej długości, lędźwiowy, piersiowy i szyjny - powyginany na wszystkie strony.
Już koło 30-tki zaczęłam go czuć, ze go MAM.
No bo cóż to za człowiek - bez kręgosłupa !
Ale do rzeczy.
Bóle, czasem nie do wytrzymania (a twarda jestem) i drętwienia różnych części ciała, powtarzają się cyklicznie - raz lędźwiowy, raz piersiowy, raz szyjny - i
trwają zawsze 3 tygodnie.
Po czym mija ból i nie powraca przez kilka lat.
Co robie podczas tych 3 tygodni?
Nie ćwiczę. Bo nie lubię
Natomiast unieruchamiam kręgosłup, jeśli mogę, oraz oszczędzam, leżę na płasko lub coś podkładam np. pod lędźwiowy, zeby nie bolało. I czekam aż przejdzie
Zawsze przechodzi po 21 dniach
Robiłam kiedyś RTG szyjnego (kiedy jeszcze nie wiedziałam o zasadzie 3 tygodni ) i byłam u ortopedy, który już się szykował, żeby mnie ciąć. Stchórzyłam.
Nie powiem, że kręgosłup pozwala mi na wszystko. Muszę go oszczędzać, ale moja metoda odczekania - bez ćwiczeń, bez operacji i innych nieprzyjemności - u mnie się sprawdziła i mnie pomaga