Wczoraj po śniadaniu pojechaliśmy na cmentarz...nawet szybko nam poszło...Młodszy brat zapowidział się na obiad...dostał...a jakże ...ja też się załapałam.
...Potem Msza na cmentarzu...odwiedziny grobów najbliższych...Po kawie u brata Stefana / rezonans wykazał...MIE MA RAKA
/ podwieźli mnie do domu i po "przebierce" poszłam na cmentarz...uwielbiam tę porę dnia...A dzisiaj????masakra...najbardziej bolało chore kolano...ale mimo to pojechałam na obydwa cmentarze...mimo deszczu mam "czyste sumienie"...tzn chciałam i odwiedziłam...A dzisiaj jest mi smutno...klepsydra "oznajmiła że..." zmarła moja znajoma...Ulki bratanica powiedziała,że to był rak...zignorowany przez doktorów...miesiąc i ...rak płuc z przerzutami...KIEDY WRESZCIE DOKTORY RODZINNE PRZESTANĄ UWAŻAĆ ,ŻE WSZYSTKO WIEDZĄ...Qrde...nawet ja się nabieram na Ich wiedzę...Od poniedziałku rozpoczynam walkę o dalsze życie...rejestracja na badania...na wizytę lekarską odkładaną,bo doktórki nie ma...JA CHCĘ JESZCZE ŻYĆ...