Mirusiu, pytasz jak wyszła wigilia. Taka wspólna na dużej sali, choć uroczysta, z modlitwą, którą poprowadził ksiądz, to nie wiele ma wspólnego z tą w gronie rodzinnym. Zwykle zakręciły mnie się łezki, a tu nic, nie było takiego wzruszenia, jakie jest, gdy zasiada się w gronie rodziny i bliskich. Jedzenie takie sobie, też dużo mu do domowego. Ale, że mam taką naturę, że we wszystkim szukam pozytywów, tu też takie były. Po wigilii (jak i po wszystkich posiłkach) wstajesz od stołu i nic Cię nie obchodzi. Przed południem nie krzątasz się ino rehabilitujesz, spacerujesz i idziesz na gotowe. Sporo osób wybiera tę formę spędzania świąt. Mnie to nie zastąpi wigilii rodzinnej.
Za to za rok, jak dożyję, to się urobię po pachy i może zatęsknię za takim nic nie robieniem