Mieszkam w tym samym bloku od dwudziestu paru lat.
Budynek jest w ten sposób zbudowany, że niestety wszyscy nawzajem się słyszymy. Nic to, można z tym żyć, jeśli człek choć trochę "uważa" na drugiego. Nie mój jeden blok w taki sposób zbudowany.
Mieszkańcy są w podobnym wieku. Nasze dzieci dorastały w jednakowym czasie, więc wszystkie imprezy, domówki, osiemnastki, przeżywamy prawie wspólnie. Niestety, urządzając huczną imprezę w domu, trzeba się liczyć, że sąsiedzi też są jej uczestnikami
Myślałam, że najgorsze już przeszliśmy, bo towarzystwo już powyrastało, a tu wczoraj powtórka z rozrywki, w mieszkaniu nade mną.
Moje dziecko też robiło imprezy, ale zawsze staraliśmy się organizować je, z ww. względów, poza domem.
Są lokale, kluby, można se zarezerwować stoliki.
Jak wypadało mieć gości trochę dłużej u siebie chodziłam po sąsiadach i uprzedzałam, że będzie głośniej.
Powiedzcie mi, czy ja jestem nienormalna, że oczekuję jeszcze od ludzi choć trochę "uważania" na drugiego człowieka?
Jestem zła, jak cholera
Balkon zasłany popiołem, ale nic to, starłam.
Najgorsze to słownictwo gówniarzy, głośna muzyka, tabuny ludzi nade mną, prawie do rana
Nie można uprzedzić, żeby dać szansę do ewakuacji