No patrzcie Państwo, miesiąc minął (od ostatniej wizyty) a czasy nam się bardzo mocno zmieniły, prawda?
Ale dziś akurat to się z takich zwykłych, małych rzeczy cieszyłam. Śmeiciarze dzisiaj mają wielki gabaryt zbierać. Więc raniutko przejrzeliśmy komórki i co nieco wytargaliśmy przed dom (a w zasadzie przed ogrodzenie).
Dziś też (od wczoraj) Rejonowe Przedsiębiorstwo Zieleni po raz 3.ci albo 4.ty "kładzie nam asfalt na wsi", czyli zasypuje dziury w klepiskowej drodze mieszanką gliny z kamieniami, ubija to walcem. Do następnej ulewy będzie git. Potem - jesczze gorzej, bo glina od razu soatnie wypłukana i spłynie w dół drogi (współczuję mojej znajomowej, która ma tam dom), drobne kamyki też zostaną porwane z nurtem, a więc pozostaną duże, niewygodne dla aut i butów oraz ... jeszcze głębsze dziury.
No wiec panowie z RPZ zatrztmali się przy naszej stercie (cieszy mnie taki up-cykling):
- jeden zabrał wiadro,
- drugi zwój aluminiowej rury (bewnie na złom, bo ją podeptał).
W tym samym czasi podjechał autkiem nasz cudowny sąsiad (nasz bystrzański dostawca bimberku, koneser trunków po 3 zawałach, z rozrusznikiem serca i z bypassami). Wyjął z bagażnika "dodatek motywacyjny" dla panów, aby dokładniej pracowali. Trochę się opierali a potem...ten pierwszy z listy podstawił wiadereczko od nas. Taki niemal koszyczek wielkanocny ;-)
A poźniej jechał pan walcowy. I sobie zabrał 2 stare zdezelowane łopaty z naszej śmieciowej sterty.
Bo ja sobie wczoraj nową kupiłam. Taka sztychóweczka Fiskarsa, że miodzio!
Buziaki i spokojności Wam życzę.