Ciocia Irka umiera
Od kilku dni jest na oddziale paliatywnym, na drugi dzień po przylocie pojechaliśmy z tatą do Zamościa. Ciocia wyglądała jakby miała umrzeć na drugi dzień. Od poprzedniego dnia juz nie jadła i nie mówiła, miała podłączony tlen. Ale dgy się przywitałam otworzyła oczy, poznała mnie.
A tamtej nocy zrobiło jej się "lepiej", czyli gorzej, bo nie tylko nie umarła, ale wydaje się bardziej świadoma, a leżenie plackiem w takiej sytuac ji jest okropne.
Ja jestem trochę jak zombi, emocji nie ma, jest uważność. Reszta dyżurujacych w róznych stadiach załamania nerwowego. Choć przed chwilą sie rozkleilam- wujek uruchomił wczoraj komórke cioci i właśnie zadzwoniła jej wieloletnia przyjaciółka, z którą ciocia rozmawiała zaledwie tydzień temu
Wyślijcie trochę dobrej energii, please!