Autor Wątek: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny  (Przeczytany 323741 razy)

Offline braja

  • Swojaki
  • Wtajemniczona
  • *
  • Wiadomości: 2927
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #375 dnia: Marca 09, 2015, 09:29:04 pm »
Uff! Czy ja kiedykolwiek skonczę tą historię?  ::((

Urząd otwiera podwoje o 8-mej, więc tak sobie staliśmy, a za nami rósl ogonek, bo co i raz wpuszczano kolejne grupki ludzi. Przygladałam się wchodzacym. ani jednego gringo! Nawet jak już już myslałam, że widzę jasniejszy odcień skóry, to gdy osoby te przechodziły koło mnie, akcent zdradzał latynoskie pochodzenie. Mieszkańcy Argentyny często wygladają jak Europejczycy, w Peru czy Wenezueli też nie brakuje jasnoskórych. Czułam się trachę jak kosmita. Latynosi dziela się na kraje i narody, ale coś ich łączy. Tylko ja byłam "obca". No ale to było moje wewnętrzne odczucie. Wbrew bzdurom jakie mozna wyczytac w necie po polsku, w Kostaryce nie ma rasizmu wobec osób białych. Za to na pewno jest wobec Nikaraguańczyków, a tych w kolejce nie brakowało.

"Poczekalnia" była zadaszona, ale przed drzwiami biura był mini ogrodek z paroma tropikalnymi roslinkami. Ktoś z przechodzacych potracił jedną z roślin, najwyraźniej niedawno posadzoną, i przewróciła się. Zrobiło mi jakoś tak miło gdy zobaczyłam, że stojacy przed drzwiami straznik podszedł i wsadził ją z powrotem do ziemi.

Tymczasem nadciągali urzędnicy. Gośno jazgotali w grupkach, dawali sobie całusy na powitanie, poczym zniknęli za szklanymi drzwiami. I wkrótce drzwi otworzono. Jako pierwsi weszli ci, którzy finalizowali swoje sprawy. Nie była to duża grupa, więc zmieścili sie prawie wszyscy. Widać było, że przeszli na lewą stronę sali. Zaraz potem poproszono pierwszą grupe z naszej kolejki. My zostaliśmy skierowani na prawo- oczywiscie do nastepnej kolejki  C:-)

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, były tam krzesła w trzech kolorach- niebieskim, żółtym i trzeciego nie pomnę, pooddzielane przejsciami. Może kolejnośc siadania tez zależy od tego, za kim się stało? Przed każdym z tych rzędów krzeseł widniała tablica elektroniczna, po której spodziewałam się, że bedzie wyświetlać numerki, jak to widywałam w tutejszych bankach i xero ;)  Na razie jednak płynęły tam literki, znaczące moim zdaniem "poczekaj na swój numer lub aż zostanie wywołane twoje nazwisko". O, kurka wodna! TYLKO NIE NAZWISKO! Konia z rzędem cudzoziemcomi, który jest w stanie wymówic moje nazwisko, zawierające szlachetna zbitkę 4 spółgłosek  xhc

Kolejka posuwała się błyskawicznie. Ludzie dostawali jakis papierek i siadali na krzesełkach po prawej stronie. Wreszcie moja kolej. Czego chcę? "residencia temporal religiosa como monja". Kobieta spojrzała na moje nazwisko i na papierku, na którym widniał numerek 1!!! chytrze nabazgrała.... moje imię.  :)) "Żółte krzesła', oznajmiła.

Rzędy żółtych krzeseł stały posrodku. I nie siedział tam jeszcze nikt... Oj, tego to Braja nie lubi, nie bedzie kogo podgladać. I jaooś tak dziwnie siedziec samemu, jak trędowata... Kolejka po prawej ciagle uzupełniała się o nowy zapas ludzi, podczas gdy zaopatrzeni w numerki siadali na niebieskich krzesełkach. Teraz przestałam już cokolwiek rozumiec z tego chaosu. Było jakies 8 okienek, w niektórych z nich siedzieli urzędnicy. Czasem słychac było jak wywołują czyjes nazwisko, czasem wołali numerek. Sala była gwarna, a jak się jeszcze do tego jest analfabeta w danym języku to już zupełnie nie wiadomo o co chodzi. Kilka osób przysiadło na żółtych krzesełkach i zrobiło mi się raźniej. Strasznie się bałam trafic do kobiety, Goruś mówił, ze była okropnie niemiła. Oczywiście, było tam kilka pań, która miał na mysli trudno powiedzieć, a i wybrac byłoby niemożliwością

Pan z okienka numer dwa cos tam zamruczał. Siedząca obok mnie kobieta z niecierpliwością zerknęła w mój numerek. "Woła cię, idź!". No skoro tak mówią to idę, choć za Boga nie mam pojęcia jakim cudem wołał mnie. Zapodałam paszport, wyciągłam wszystkie papierzyska. Pan wpatrywał się w mój paszport z niedowierzaniem. "Jak się TO wymawia?"-zapytał. No i zaraz miał dobry humor.  ;D Czytał kilka razy list napisany przez prawniczkę, kilka razy przejrzał dokument o rejestracji naszego kościoła. I w zasadzie nic innego nie czytał. "Nie mam potwierdzenia z ambasady o zamieszkaniu w Kostaryce bo nie ma tutaj polskiej ambasady"- powiedziałam z niepokojem w głosie. Wprawdzie zaopatrzyłam się w 200$ na wypadek konieczności skorzystania z prawniczki, ale ani nie miałam ochoty ich wydawać, ani zostac kilka kolejnych dni w San Jose.

"To bez znaczenia"- odpowiedział Pan Urzędnik, przybijac pieczatki na stronach kolejnych dokumentów. Kiedy już wszystko wypieczątkował, nieśmiało wyciagnęłam papierek z poświadczeniem odcisków palców sprzed dwóch lat. Nasza prawniczka twierdziła, że już nie jest ważny, no ale kto wie, może zgodzą sie żebym nowe zrobiła później? 'Mam te odciski palców, ale sa z 2012". "To bez znaczenia"- odpowiedział Pan Urzędnik i wziął świstek. "To już wszystko?" Nie mogłam uwierzyc, to zbyt proste... "Tak, prosze zapytac za 3 miesiące", powiedział wręczajac mi potwierdzenie złożenia papierów.

Szok!!! Godzina za piętnascie dziewiąta. Autobus Ruczi odjeżdża o 10-tej. Może damy radę pojechac razem? Najpierw jednak toaleta, rozwolnienie, ale nie czuję żeby przeradzało się w coś gorszego  >:D Szybko, dzwonie do Ruczi- czy moga spakowac moje rzeczy i przywieźć mi na dworzec? A sama wsiadam w autobus do centrum miasta i uswiadamiam sobie, że to może byc błąd, który będzie mnie kosztować spóźnienie. Centrum nie jest daleko, ale ulice sa zakorkowane. Gdy w końcu wysiadam jestem jakieś 2 km od dworca, a już jest 9:30. W bocznej uliczce dostrzegam taksówkę czekająca na zmiane świateł. Na szczęście facet zgadza sie mnie podrzucić (zwykle nie biora takich krótkich kursów), taksometr nawet nie zmienia cyfr, ale daje gościowi 2000 colonów. Udało się!

Na dworcu tymczasem nie widzę jeszcze ani Ruczi ani Aleksa. Staje zatem w długasnej kolejce po bilety, zastanawiając się czy oni już tu gdzieś są i kupili mi bilety. W końcu docieraja i oni... z Acintyą na czele! "Zmartwychwstała" i postanowiła wybrać się na zakupy  8) No i teraz szczęście wydaje sie mnie opuszczać. Nie ma biletów, nawet na miejsca stojące na ten autobus, którym jedzie Ruczi! Kupuje więc bilet do Nicoyi na 12:15, zupełnie zapominając, że mogłabym pojechac autobusem, który przejeżdża przez sąsiednia wieś. W dodatku Ruczi z niezrozumiałych powodów zapakowała moje rzeczy do... dwóch plecaków. O ile nie jest to problem w samym autobusie, to upilnowanie takiego bagażu na zatłoczonym dworcu nie zapowiadało się przyjemnie. No i jak będzie z podróżą z Nicoyi? Sanatn pojechał na lotnisko do Liberii po odbiór gościa, w drodze powrotnej miał zabrac Ruczi. A mój autobus miła się przywlec przynajmniej 2 godziny po jej autobusie. W tamtym momencie Sanatan był jedyna osobą z ważnym prawem jazdy, więc zadanie wydawało się ponad jego siły. Próbowałam się dogadać przez telefon. Podobno ostatni autobus z Nicoyi do Belen odjeżdża o 5-tej po południu, może zdążę i stamtąd mnie odbiorą? (na polnej drodze do Belen nigdy nie ma drogowki, więc i ktoś bez ważnego prawka mógłby po mnie wyjechać  >:D ). A może wezmę taksówkę? "Ile kosztuje taksówka"- zapytał Sanatan. "Jakies 50$". "Zapomnij"- i to były jego ostatnie słowa, po których już się z nim połączyć nie zdołałam.  :P

Autobus tymczasem wlókł się niemiłosiernie. Na trasie była jakiś remont i sam wyjazd z San Jose trwał wieki. Zblizalismy się do Nicoyi, ale też niepokojąco zbliżała się godzina piata... Zdąże? Nie zdążę? Czy ten autobus do Belen wogóle jest? Pierwszy przystanek- supermarket Maxi Pali- za pięć piata. Jeszcze miałam nadzieję... Ale piata to i w Nicoyi godzina szczytu, więc bezradnie wpartywałam się w upływajace minuty, piata wybiła przy drugim supermarkecie, a na dworzec wjechalismy 5:05 Autobusu ani sladu  ::((
Wygramoliłam się z pojazdu, żeby odebrac bagaże i wtedy dostrzegłam na parkingu naszego grata! Jest Sanatan! I Ruczi i Gokul... biedacy, razem z nim prażący sie w dusznym pojeździe. No, ale teraz mogło być juz tylko lepiej!  xcv

3 miesiące minęły, ale nie pojechałam, bo nauczyłam się jak sprawdzic online czy moja sprawa się posunęła.   >:D
rak piersi przewodowy inwazyjny i nieinwazyjny, G3, T3N2a, potrójnie ujemny
zajęte 7 węzłów
chemia przedoperacyjna 4 AT 
mastektomia radykalna luty 2012
chemia pooperacyjna 4 TAC
radioterapia

Offline lulu

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 8012
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #376 dnia: Marca 09, 2015, 09:39:33 pm »
Braja czemu nie pojechałaś, co my teraz będziemy w napięciu czytać ????????
31.12.2007 amputacja piersi prawej metodą Pateya
Carcinoma mammae, G2, ER+, PGR+, HER2-
Przez 5 lat kolejno Tamoksifen, Egistrozol, Mamostrol
Po ponad 7 latach rak piersi lewej
21.08.2015 amputacja piersi lewej
ER-, PR-, HER2+++
4xAC i rok Herceptyna

Offline mag

  • SPA
  • Uzależniona
  • *****
  • Wiadomości: 12000
  • Bardzo mi z tego powodu wszystko jedno
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #377 dnia: Marca 09, 2015, 10:18:05 pm »
brajo,
ja nieustająco podziwiam, jak Ty sobie dajesz radę - dla mnie ten świat, który opisujesz jest jak kosmos
  ;)


rak piersi  potrójnie ujemny (TNBC), zajęty 1 węzeł, mastektomia: 2000, chemia 6xCMF, rekonstrukcja: 2006 i XI 2017 przerzuty do kości i tk. miękkich

Offline ptaszyna

  • Swojaki
  • Zakorzeniona
  • *
  • Wiadomości: 3540
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #378 dnia: Marca 09, 2015, 10:19:45 pm »
Braju, tak jak Mag napisała, przybliż nam ten "kosmos" ztx xhc
rak zrazikowy naciekający częściowo wieloogniskowy, rozproszony  T1N0M0
mastektomia piersi lewej XII 2011, chemioterapia 3 x AC, radioterapia, hormonoterapia

Offline agawa

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 12291
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #379 dnia: Marca 09, 2015, 10:25:34 pm »
hihi, jak czytam, to mam wrażenie, że Ty ciągle tam jesteś; że piszesz on_line  :D

Offline braja

  • Swojaki
  • Wtajemniczona
  • *
  • Wiadomości: 2927
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #380 dnia: Marca 10, 2015, 02:43:19 am »
Najwygodniej by było pisac online  O0

W ciągu tych paru dni w Madhuvan, "nuda, panie nuda"  ;D No bo co to za wiadomośc, że żona Miguela nadepnęła na grzechotnika we własnym domu i wylądowała w szpitalu  :o A parę dni wczesniej, nasz "ężofob" Saci dopytywał się o wypadki z wężami i Juan mówił, że osobiście nie zna przypadku żeby ktos umarł, ani tez od kilkunastu lat nie było w okolicy nikogo ukaszonego. "Nie wywołuj węża z nory"- powinno brzmieć miejscowe przysłowie

Tamten okres zreszta był kompletnie szalony. Już nie pamietam wszystkich wypadków, ale dzialało jakieś prawo serii. Najpierw, tuż po naszym powrocie z San Jose, Juan miał groźny wypadek na motorze. Akurat chłopcy (tacy mało "hiszpańskojezyczni") skądś wracali samochodem, a Juan wyjeżdżał z Madhuvan. Spotkali się w pobliżu "Zakrętu Śmierci", Juan zahamował, zeby coś im powiedzieć, ale że było ostro z góry, a zahamował gwałtownie, wyrzuciło go z siodełka i po przeleceniu kilku metrów wylądował na kamieniach  ::(( Głowa rozbita, noga poszarpana, motor pogięty... Chłopcy czymprędzej wpakowali go do samochodu, choc sie próbował bronić, że trzeba najpierw policje wezwać, bo mu ubezpieczenia nie zaplacą. Policję... na naszą pipidówę... Chłopcy jednak nie chcieli go słuchać, bo krew sie z niego lała i uznali, że w takim stanie nie może czekać. Zapakowali go więc do samochodu i ruszyli do Nicoyi. I tam były jakieś przeboje, bo rzeczywiście najpierw musiał gdzies tam pojechać, zgłosic wypadek, bo go w szpitalu nie chcieli przyjąć i biedaczysko musiał zalany krwia, zbierac pieczatki, podpisy, papierki  ::) Wreszcie go przyjeli, poprzeswietlali, pozszywali. Lekki wstrząs mózgu, potężne szwy na kolanie. Juan przez tydzień nie nadawał sie do zadnej pracy. Noga była spuchnieta, czerwono-sina, brrrr Po zdjęciu szwów jeszcze utykał, ale do roboty wrócił, bo tutejsi macho nie przejmuja sie takimi "drobiazgami"  xhc

Nasz samochód sie psuł i został odstawiony do naprawy. Tymczasem trzeba było kogoś zawieźć ns lotnisko. W związku z tym Sanatan pożyczył samochód od gości co nas odwiedzili na kilka dni. 3 godziny później telefon- samochód pożyczony się wziął i zepsuł  >:D Sanatan utknął na lotnisku. I trzeba było wezwac lawetę coby go dociagnęła do Nicoyi, gdzie był jakis podobno znający-się-na tym mechanik. To było w grudniu, jesli sie nie mylę, samochód stoi tam do dziś bo R., właściciel wyjechał za granicę na pare miesięcy. Co sie okazało? R. beztrosko nie używał napędu na 4 koła wjeżdżając na nasze wzgórze  :o I zamordował swój nowiutki nabytek. Ciekawe czy jak wróci to części w środku jeszcze będą nowe czy też sprytny mechanik je podmieni  8)

Tymczasem nasz samochód był do odbioru w Nicoyi. Żeby go jednak odebrać należało się tam najpierw dostać. Do wyboru- piesza wędrówka w upale, około1,5- 2 godziny, miejscami pod górę lub podwiezienie motorem  przez Juana. Saci wybrał to drugie. I to nie był najlepszy pomysł. Motor WYBUCHŁ! Tak przynajmniej opisał to Saci, nie wiem co dokładnie wybuchło, jedno jest pewne- resztę trasy Saci musiał pokonac pieszo. Na szczęście tym razem był upadek bez długiego lotu, więc nikogo nie trzeba było zszywać.  8)


rak piersi przewodowy inwazyjny i nieinwazyjny, G3, T3N2a, potrójnie ujemny
zajęte 7 węzłów
chemia przedoperacyjna 4 AT 
mastektomia radykalna luty 2012
chemia pooperacyjna 4 TAC
radioterapia

Offline ptaszyna

  • Swojaki
  • Zakorzeniona
  • *
  • Wiadomości: 3540
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #381 dnia: Marca 10, 2015, 06:02:17 pm »
Braja, Ty jak Chmielewska :oklaski: :oklaski: xhc xhc
rak zrazikowy naciekający częściowo wieloogniskowy, rozproszony  T1N0M0
mastektomia piersi lewej XII 2011, chemioterapia 3 x AC, radioterapia, hormonoterapia

Offline metka

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 5558
  • "Spieprzaj, dziadu!" (L.K.)
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #382 dnia: Marca 11, 2015, 02:00:04 pm »
z najdzikszą przyjemnością przewinęłam sobie do str. 22 i przeczytałam jeszcze raz całą historię od początku  mnx
rak piersi w czasie ciąży. potrójnie ujemny (TNBC).
stopień zaawansowania T4bN2M0. stopień złośliwości G3.
zajęte węzły chłonne pachowe i podobojczykowe, powiększone szyjne.
chemioterapia AT (Adriamycyna+Taxotere). radioterapia przedoperacyjna.
mastektomia 2011. obrzęk ręki :/

Offline braja

  • Swojaki
  • Wtajemniczona
  • *
  • Wiadomości: 2927
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #383 dnia: Kwietnia 14, 2015, 05:41:43 am »
Oj czasu nie ma na pisanine, tyle się wydarzyło, ale jak to wszystko streścić?  ::) Najsmutniejsze to, że jakiś miesiąc temu Ruczi wyjechała na zawsze.  :'(

Ale o tym w tej chwili pisać nie będę, bo późno, a ja miałam dzień miły i nie będę go kończyc smutnymi wspomnieniami

Doktora od dłuższego czasu domagała się spotkania ze mną, więc w koncu do niej dotarłam. Pooglądała moje pieprzyki i inne-takie, ale raka nie znalazła  :oklaski: Oczywiście zasugerowała biopsje jednego znamienia, ale nie ma zamiaru tego robić, bo po pierwsze nie wyglada podejrzanie, a po drugie, jesli jakiś łapiduch w Polsce coś zasugeruje, to tam go po prostu wytnę.  :P

Doktora jednak nie dawała za wygraną i koniecznie chciała mi wcisnąć jakieś badania.
"Kiedy ostatnia cytologia?"- Rok temu
"To trzeba zrobić"- Nie trzeba, w Polsce się robi raz na 3 lata, a wynik miałam dobry
"W Polsce to może raz na trzy lata, ale NA ŚWIECIE- w Kostaryce, Mozambiku, Chinach, Izraelu, USA, robi się raz w roku!"  xhc
"A rtg płuc ostatni?"- hmm, 2013 "Trzeba zrobic nowy"- nie, nie trzeba  :P
"A mammografia?" - przed leczeniem raka.
I tu doktora juz zbladła i stanowczo postawiła na swoim. Okazało się, że ichnia klinika już od roku posiada mammograf, zatem nie wiązalo się to z daleka wyprawą do Liberii czy "na koniec świata" do San Jose. Cena- 35 000 colonów, około 70 dolarów. Skierowanie dostałam, trzeba było poczekać na naprawę samochodu oraz wysyłke pieniędzy z USA i w końcu dzisiaj dotarłam na badanie.

Oczywiście- wczoraj oba psy ni z tąd ni z owąd, nagle powachały moja pierś. "No tak, pewnie czują tam raka"- pomyślałam oczywiscie. Tymczasem zapewne było cośtam chlapniete ze śniadania na bluzce. No i do tego w pamięci miałam rentgena w sasiedniej klinice, w którym mnie niemal zgrillowali oraz katusze z pierwszej i jedynej w zyciu poprzedniej mammografii. A cycek od roku sie odzywa czasami bólem mocnym, więc już sobie wyobrażałam ten koszmar   ::((

W recepcji natknęłam sie na moja doktorę, dałysmy sobie buziaka (tu jest Ameryka Łacińska- tak się wita swojego pacjenta  :D ), pogadałysmy, ona zaraz kończyła pracę, więc wyszła. A badanie jak się okazało miał robić znany mi juz z widzenia technik, który kiedys tez był wyznawcą Kryszny (zreszta doktora też była he he). I zaskoczenia bardzo przyjemne. Oczywiście był kwestionariusz, ale facet oprócz tego wyjaśnił mi szczegółowo, jak krowie na rowie, na czym polega badanie, jakie sa jego zalety, jakie wady, jaka jest dawka promieniowania, co bedzie robił. Na moje obawy co do bólu pokazał mi jak dziala maszyna, że ma blokadę, która nie pozwala zwiększac nacisku ponad pewną wartość, a i to miało trwać tylko pare sekund, na czas zrobienia zdjęcia. I rzeczywiście, zanim zdążyłam poczuć dyskomfort badanie było skończone!

Na opis mam czekac tydzień lub dwa, bo w kraju jest tylko 5-ciu lekarzy radiologów, którzy to robią. Ale że technik tez się cóśtam zna, to zapytałam go co tam widzi  ;D Wyciągnął zdjęcia z maszyny, podświetlił, stwierdzil, że nic niepokojącego nie widzi, piersi nadal mam gruczołowe, więc mammo nie jest idealnym badaniem, ale usg robilam w pażdzierniku czy wrzesniu.

Nic tylko się badac w takiej klinice! Tylko znizki dać nie chcieli, choć twierdziłam, że skoro mam tylko jednego cycka to powinnam płacić tylko pół  >:D

Potem odebraliśmy z autobusu Estebana, który wpadł do nas w drodze na festiwal muzyczny, który ma filmowac na zlecenie swojej stacji telewizyjnej. Jesli znajdę swój kostium kąpielowy to jutro wybiore się z chłopakami na plażę  xcv Kostium jest ze starych czasów, mam nadzieję, że jeszcze się nadaje, bo inaczej może być ciekawie  ::((
rak piersi przewodowy inwazyjny i nieinwazyjny, G3, T3N2a, potrójnie ujemny
zajęte 7 węzłów
chemia przedoperacyjna 4 AT 
mastektomia radykalna luty 2012
chemia pooperacyjna 4 TAC
radioterapia

Offline lulu

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 8012
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #384 dnia: Kwietnia 14, 2015, 07:11:28 pm »
A ja myślałam, że Ty raczej w stroju kąpielowym na plażę to nie ... bo tak jakoś mniszka i plaża ...
Ot takie moje schematyczne myślenie  xhc
31.12.2007 amputacja piersi prawej metodą Pateya
Carcinoma mammae, G2, ER+, PGR+, HER2-
Przez 5 lat kolejno Tamoksifen, Egistrozol, Mamostrol
Po ponad 7 latach rak piersi lewej
21.08.2015 amputacja piersi lewej
ER-, PR-, HER2+++
4xAC i rok Herceptyna

Offline ptaszyna

  • Swojaki
  • Zakorzeniona
  • *
  • Wiadomości: 3540
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #385 dnia: Kwietnia 14, 2015, 07:38:57 pm »
to Lulu następny odcinek Braji o pobycie na plaży może być bardzo intrygujący  xhc
rak zrazikowy naciekający częściowo wieloogniskowy, rozproszony  T1N0M0
mastektomia piersi lewej XII 2011, chemioterapia 3 x AC, radioterapia, hormonoterapia

Offline braja

  • Swojaki
  • Wtajemniczona
  • *
  • Wiadomości: 2927
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #386 dnia: Kwietnia 14, 2015, 11:31:08 pm »
Fakt, bardziej ortodoksyjni mnisi hinduistyczni z Zachodu pewnie weszliby do oceanu w "strojach ludowych". Toby dopiero była uciecha, jak fale unosiłyby w dal nasze "prześcieradła"  xhc  Zdecydowanie lepiej jest mieć stroj kąpielowy  >:D

No ale wymusiłam na kierowcy, że pojechalismy na mniej zaludniona plażę w Carillo (choc plaża w Samarze przez bywalców nadmorza bałtyckiego uznana by pewnie została równiez za pustą ha ha). W Samarze i ludniej i troche brudniej, choć w zasadzie i tak jest czyściutko. Zanim jednak odpalilismy auto, zeby pojechac do Carillo postanowiłam "zdefraudować" monety 5-colonowe, których od dawna chłopcy nie chcieli wydawać. Pipa fria  O0, czyli schłodzony orzech kokosowy 500 colonów, nas troje, zatem 1500, w tym 200 sztuk pieciocolonówek. Obawialiśmy sie tylko, zeby sprzedawca nie zaczął ich liczyć  ;D

Najpierw troche marudziłam, że słonce schowało sie za chmury, bo miałam zamiar naładowac sie witaminą D. Ale potem stwierdziłam, że to było błogosławieństwo- temperatura powietrza spadła do około 30 stopni, a chłodny wiatr od morza sprawiał, że wydawała sie jeszcze niższa, woda cieplutka  ztx  Niestety braja pływa jedynie stylem siekiery, jak mawia mój tata, więc próbowałam najpierw siedzieć na piasku i czekac na fale, te jednak były dziś paskudnie duże i robiły ze mnie piaskowy omlet. Zatem większość czasu spedziłam poza wodą, czego nie żałuję. Wystarczył mi widok chłopaków, wariujacych na falach w absolutnej ekstazie. Skąd oni maja tyle siły? Ja sobie spokojnie pomedytowałam, a potem tylko przeszlam sie wzdłuż plazy i posiedziałam w wodzie przy brzegu, a czuje wszystkie mięsnie, jakbym  z tone gruzu przewaliła. A oni skakali w wodzie przez 3 godziny! I w dodatku na brzegu uprawiali jakies zwariowane ćwiczenia, zamiast lezec spokojnie do góry brzuchem.

Gdy wracałam ze spaceru, zobaczyłam wioskowego psa taplającego sie z radością w oceanie. Rozejrzałam się wokoło, ale nikt nie wyglądał na własciciela, a tam skąd przybiegł pies ludzi wcale nie było nawet na horyzoncie. Zwierzak w zasadzie robił to co ja- brodził w płytkiej wodzie, a potem kładł sie na piasku, czekając na falę. I jakoś telepatycznie uslyszał sympatie w moich myślach, podbiegł do mnie, grzecznie powąchał, więc delikatnie pogłaskałam mokra mordę. Pies pobiegł dalej, ale kiedy dotarłam do chłopaków, wyłonił się znowu zza palm kokosowych i usiadł z tyłu za nasza prowizoryczna ławką. Chłopcy konczyli przekąskę, została jeszcze odrobina ciasta czekoladowego i banany. Czekolada dla psów niedobra ponoc, więc pozostał poczęstunek bananowy, który zostal z wdzięcznością przyjęty. Po dokładniejszym przyjrzeniu stwierdzilismy, że to suka i że ma lub niedawno miala szczenieta. Banany zjadła, ponastawiała sie do głaskania ze wszystkich stron, a na koniec jeszcze została poczęstowana woda z butelki. Chętnie byśmy ja ukradli ;)

W drodze powrotnej trzeba było troche spraw załatwic- opłata ubiezpieczenia Gaurusia w banku, kartofle, paliwo do generatora. No i oczywiście butelka chłodnej kambuczy w Luv Burgerze u Fabricio  mnx
rak piersi przewodowy inwazyjny i nieinwazyjny, G3, T3N2a, potrójnie ujemny
zajęte 7 węzłów
chemia przedoperacyjna 4 AT 
mastektomia radykalna luty 2012
chemia pooperacyjna 4 TAC
radioterapia

Offline Amor

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 12128
  • carpe diem
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #387 dnia: Kwietnia 15, 2015, 10:36:34 am »
Niesamowicie egzotycznie  to wszystko brzmi! Jakby w innym wymiarze się działo! I bardziej mogę sobie to wakacyjnie wyobrazić niż jako rzeczywistośc! Ciekawe masz zycie!
Co do całowania pacjentow na dzień dobry - to przepraszam ,ale "moja" onka zawsze mnie tak wita! :)Posyłam  przez te tysiące km moc całusów  :-*
styczeń2006, rak piersi lewej, przewodowy inwazyjny,T1N0M0,G1,węzły czyste (Her- ujemny) niehormonozależna,leczenie-  mastektomia na życzenie  i  4 AC
luty2007 ,wznowa  w bliźnie - 8 mm ,  hormonozależna
leczenie- wycięcie  blizny, radioterapia , kastracja radiologiczna jajnikow, tamoksifen 5 lat

Offline ptaszyna

  • Swojaki
  • Zakorzeniona
  • *
  • Wiadomości: 3540
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #388 dnia: Kwietnia 15, 2015, 06:20:24 pm »
Baraja pisze cudownie, czytając ją, człek czuje się widzem stojącym obok  :oklaski: :oklaski:
rak zrazikowy naciekający częściowo wieloogniskowy, rozproszony  T1N0M0
mastektomia piersi lewej XII 2011, chemioterapia 3 x AC, radioterapia, hormonoterapia

Offline Mirusia

  • Swojaki
  • Uzależniona
  • *
  • Wiadomości: 7138
Odp: Madhuvan- Miodowy Las Kryszny
« Odpowiedź #389 dnia: Kwietnia 15, 2015, 07:49:10 pm »
Noooo..............., a ostatnio, braju, dyplom za niezaniedbywanie nas Ci się należy  :)