A wracając do tematu tego wątku, to jestem dziś wkurzona
Uwielbiam "nasz" zakątek wsi. Mam fajnych sąsiadów dookoła. Nie utrzymujemy bliskich kontaktów, ale jesteśmy dla siebie grzeczni, staramy się sobie wzajemnie pomagać, a jednocześnie nie przeszkadzać. Jesteśmy też (i my, i sąsiedzi) tolerancyjni, nie mamy pretensji, jak czasem coś nam życie zakłóci. W tygodniu bywa różnie, np. chodzą kosiarki, chłopaki jeżdżą na motorach, sąsiad słucha głośno radia, myjąc samochód... W piątki, soboty bywają grile, imprezy, śmichy, śpiewy. Ale tak jakoś się utarło, że w niedziele panuje tu błoga cisza...
Przynajmniej panowała, do dziś
Na sąsiedniej ulicy mamy nowych sąsiadów. Wygląda, że mają gości. Wczoraj balowali całą noc, krzyczeli, piszczeli, chlapali się w basenie, puszczali muzykę - no i niech im będzie na zdrowie
Ale dziś... muzyka znów grała na całe osiedle przez cały dzień! Jeszcze gra, tylko teraz już ciszej. I to mnie wkurzyło. Niech sobie gadają, śmieją się - przecież nie będą na własnym podwórku chodzić na paluszkach, ale z tą muzą to przesada
Z jakiej racji mam cały dzień słuchać jakiegoś disco, którego nie lubię? Sąsiad, który wieczorami siada przed domem i gra kilka melodyjek na harmonijce ustnej, to zupełnie co innego
Chciałam, jak co niedzielę, posiedzieć sobie w ciszy i w spokoju, a tu dooopa... Mam nadzieję, że to chwilowe, że nie wejdzie im w zwyczaj, ale i tak jestem zła. A może ja się po prostu starzeję.../?/