Wkrótce pewnie się będę kwalifikowała do psychiatry... Gdzie się człowiek nie ruszy, tam rak lub "może rak"
Jakby mało było osób w rodzinie, to nasz Gouruś zaczął mnie kilka dni temu wypytywac jakie objawy miała moja ciotka (ta od raka płuc). Chłop młody jeszcze, 36 lat, ale jego matka miala raka płuc kilka lat temu, choc nie paliła. Ojciec też miał jakiegoś raka. Gaur powiedział, że od jakichś 3 tygodni boli go klatka piersiowa po lewej stronie i plecy i ma problemy żeby w pełni zaczerpnąc powietrza. Powiedział też, że boli go gardło i szyja. On nie z tych facetów co to skalecza się w palec i zaraz "umierają", prawie nigdy sie na nic nie skarży.
Pomyślałam, że może jak ja, miewa problemy z refluksem i zaparzyłam siemię lniane. Stwierdzil, że z gardłem faktycznie lepiej, ale ból nie ustąpił. Czuł słabo. Mieliśmy święto, a on ledwie dotrwał do konca wykładu. Następnego dnia rano nie wstał, zastepował go Syamek a Juan, nasz pracownik zajął się zwierzętami. Pojechali do doktory. Miałam nadzieję, że ona powie, że nic mu nie jest, ale czegos się w płucach doszukała i kazała zrobić rentgena. Zwróciła też uwagę na jego chudość i stanowczo odrzuciła sugestię, że przyczyną jest to, że od paru tygodni nie jada kolacji.
Dziś pojechali do większej miejscowości, żeby zrobić rentgena i badania krwi. A ja wariuję- faktycznie, bardzo schudł jeszcze zanim przestał jeść kolacje. W ogóle jakby mniej jada… Ciocia miała anoreksję… No i pokasłuje, delikatnie, ale jednak… przedtem tego nie zauważyłam… I jakis czas temu niemal zasłabł.
W tej chwili jesteśmy tu tylko we trójkę, Gaur jest dopiero w trakcie załatwiania ubezpieczenia, to jeszcze musi potrwać (dopiero co dostał prawo pobytu), więc za wszystko trzeba zapłacić, no i badania są niższej jakości.