W grudniu zmarła mama mojej przyjaciółki i moja rola polegała na rozmowie. Potrzebowała tego i wielokrotnego powtarzania, że tam mamie lepiej. Od co najmniej 8 lat miała mocno zaawansowanego alzheimera, w między czasie zmarł mąż, który dzierżył wszystko, jej o tym nawet nie powiedzieli. Opiekował się nią brat przyjaciółki, dla którego było to jedyne źródło utrzymania (wysoka mamy emerytura i od państwa za opiekę nad dorosłym niepełnosprawnym). Czynił oszczędności, a żałował na jakąkolwiek formę pomocy. Przyjaciółka odwiedzała mamę 3-4 razy w roku (mieszkała daleko i miała pod opieką siódemkę wnuków, trzech na miejscu, a do czwórki dojeżdżała 2-3 razy w roku) nie mogła częściej, a wg mnie mama żyła w tragicznych warunkach. Ja tego nawet słuchać nie mogłam. Śmierć dla niej była wg mnie wybawieniem z koszmarnego losu.
Hamaczku, mama Twojej przyjaciółki była ciężko chora, też się uwolniła od cierpień. Na ile możesz bądź blisko, choćby w ogarnięciu najpilniejszych spraw