Lulu dziękuję za ten wątek. Po co każda ma pisać o swojej historii, która nas tu na forum połączyła, w oddzielnym wątku. Każda nowa, która tu zerknie, będzie mogła dla siebie wyciągnąć wnioski, a i my też się lepiej poznamy.
Ja miałam mastektomię prawej piersi 2-go stycznia 2006. Zamiast na sylwestra, przygotowywałam się do pójścia do szpitala. Decyzja była znana, bo rak wykryty w węzłach (dwa zajęte na 22 wycięte) piersi nie duże, więc w żadnym momencie nie rozpatrywano operacji oszczędzającej. Brane było tylko pod uwagę: mastektomia z jednoczesną rekonstrukcją. Ale było to na etapie, gdy w piersi guza nie było widać, a rak był w węzłach. Dziś myślę (choć lekarze mi o tym nie mówili) że lekarze obawiali się, że raka w piersi nie ma, a przerzut do węzłów jest z innego narządu. Nawet czekałam na inplant dwa tygodnie. Na szczęście, gdy poszłam prywatnie do lekarza, by omówić szczegóły operacji, okazało się, że znalazł guza, który naciekał i pierś była nieco wciągnięta. Guz był blisko żeber i mammografia go nie obejmowała. Natychmiast zmienił decyzję; najpierw chemia. Od razu skontaktował się z chemiczką i umówił mnie na wizytę. Znowu czekanie, biopsja mamotomiczna, bo potrzebny był dowód, by można było zaaplikować chemię, na którą zgodę dawało NFZ.
Po chemii (4x) była operacja, znowu 4x chemia i 25 lampek. Dziś jestem po rekonstrukcji i czuję się znakomicie, jak na mój wiek.