odpowiadając na ostatni wpis- Dana sorki, nie znam się na tym
ale widzę Twoje emotki
Jak obiecałam, tak skrobnę coś, mimo późnej jak dla mnie pory ( ostatnio wysypiam się lepiej chodząc wcześniej spać
nie, żebym spałam do świtu jak kamień, ale cos pośpię do 24 lub 2, przerwa na you tube ( oj dużo się już nauczyłam dzięki oglądaniu tego kanału - historia, medytacje, wykłady słynnego buddysty, geografia- podróze, podpowiedzi Uli-Pedantuli
, super-gotowanie, przepisy, kosmetyki, stylizacja, a nawet filozofia
, wzruszają mnie biografie wybitnych ludzi , ostatnio jak to przed świętami wracam filmowymi wspomnieniami do Georga Michaela i do jego cudownej muzyki ( nie mam na myśli Last CHristmas
treningi jogi) i potem jakos dochrapię do rana .
Nasi Młodzi już mocno zakwaterowani w naszym starym wyremontowanym domu i ja już odetchnęłam od roboty. Wracam do żywych i leniących się , może nie dosłownie bo oczywiście sport gości w moim życiu przynajmniej 3 razy w tygodniu, chcę więcej jak ciało wytrzyma
. Wnuki rosną i rozrabiają, my staramy się sprawiać im tylko przyjemnośc. Lubimy spektakle teatralne, wycieczki, wspólne gotowanie, ostatnio pieczenie zaliczyliśmy także, wszystkie bożonarodzeniowe jarmarki w okolicy
tak z 5
super było
Gniewko bezproblemowo uczęszcza do przedszkola z czego strasznie się cieszę ( tyle nerwow było wcześniej) nadal ćwiczy taekwondo i uwielbia muzykę . I to wcale nie taką lekką i przyjemną . Muszę popolować na bilety do NOSPRU bo niezły meloman z niego rośnie. Samochody i pociągi są nadal jego pasją, a specjalistycznych nazw mój mózg już nie potrafi spamiętać . Iwo jest za to mądralą , który czasami przeraża- wczoraj mamuśce na jej słowa:" Ty mnie bijesz? ja ciebie w brzuszku nosiłam, urodziłam , zebys sobie zył , a ty mnie bijesz? " odpowiedział: "To Twój problem!!"
No, nieźle hmmm .Ostatnio na pytanie cioci ile ma paluszkow, nie za bardzo wiedząc dokładnie, odpowiedział- wszystkie
cwaniaczek
Josiu to słodzizna prawie nie mówiąca , tak, zaledwie kilku słow używa , ale rozumie ho,ho wszystko
NO i tyle o wnukach, ja właściwie teraz dopiero powoli dopinam swój dom po roku od zamieszkania ( było roboty z drugim i przeprowadzką ) zaledwie tydzień temu na mojej ścianie w sypialni zawisły rodzinne zdjęcia , nareszcie.
Opowiem wam historię morderczych firan !
Chciałam mieć w nowym domu bezproblemowe okna, niestety Olkowi zachciało się firan- miały być cyt. słowa pana ze sklepu- pyk, pyk i już z okna!! Niestety kilka kawałkow jest ogromnych , trudnych do ściągnięcia lub założenia , część to rolety rzymskie tfu tfu, szkoda gadać! Zebrałam siły fizyczne i psychiczne - zdjęłam cały parter za wyjątkiem kuchni ( tam małe cholery, ale wyjątkowo zjadliwe) i po kolei do pralki. Niestety podczas prania największych firan usłyszeliśmy wielki huk.Wpadałam do pralni, a tu dosłownie atak pralki z suszarką na górze! wyłączyłam bo runęłoby to dziadostwo na mnie! zabrałam mokry przeogromny ciężar i do Młodych ! po 1,5 godz walki przy pomocy ich pralki, poddałam się bo zniszczyłabym i im to ważne przy dzieciach urządzenie. Dawaj z powrotem do domu i spróbowałam przynajmniej je wypłukać bez wirowania. Gdzie tam, pralka sama nastawiała wirowanie. Zostawiałam licząc, ze może się uda! Po 15 min znowu huk- biegnę ,a tu idą wrogie cholery ( pralka z suszarką na górze) na mnie, nie dając się wyłączyć! chyba z 5 razy wołałam OLka ( nie wiem co sobie myślał) i dopiero jak przyszedł, udało mi się dostać do wtyczki i wyrwac z kontaktu. uff naprawdę to była trauma!! siedziałam potem w szoku chyba z poł godziny. Okazało się, ze bęben jest całkowicie zerwany! No to rozwiesiłam byle jak firaniska by przynajmniej przeschły do następnego dnia. 4 kawałki były bardzo długie- postanowiłam dac do krawca może łatwiej dadzą się wyprać! schnąc zalały mi dokumentnie pralnię , ale nic to wyschły! Gdy odebraliśmy od krawca próbowałam dac je do pralni ale czekałabym pomad tydzień. MIałam już nową pralkę ( OLek napisał do fabryki Whirpoola opisując historię maszyny zagrażającej zyciu i zobaczymy czy będzie odzew) więc powoli prałam firany, udało się, no z przygodą, ale ta to już mały pikuś - rzuciłam ciężki mokry kawałek na suszarkę- sznury wiszące na ścianie- zerwała się na amen ! jakoś wyschły.
Teraz wieszanie na oknach, no i …. niespodzianka! Jedno okno ok, chociaż dziwnie ciut za krótkie firaneczki , ale może być- za to drugie okno w pokoju obok, firanka za krótka o 30 cm!!! już mi się śmiać chciało! okazało się, że zasugerowałam się pokojami obok siebie, wydawało mi się, że firany mają taką samą wysokość, a nie pomyślałam o karniszach - a jedne są w suficie, drugie na ścianie
dawaj z powrotem do krawca który omal nie posikał się ze śmiechu ! Tak, wreszcie wszystko już wyprane, wysuszone i powieszone, nawet w kuchni - Olek się zlitował nade mną bo ja już nie chciałam tego ruszac! Jeśli ktoś dotrwał do końca czytania zapewniam ,ze wszystko to najprawdziwsza prawda, a firany zrobione są z takiej niby siatki bawełnianej, która jak namoknie jest ciężka jak sto diabłów!
Skrobnę jeszcze, że na święta pierwszy raz jedziemy z Młodymi, rodzinnie ( 23 osoby) ale to rodzina krakowska , nie ci co zawsze u nas świętują do Jodłowego dworu pod Łysa Górę ( ja w końcu - czołowa czarownica) i muszę przyznać , że już czuję się wypoczęta
Wesołych Swiat
<3