Wczoraj ciężki dzień , dziś luzik. Poprzednia noc nieprzespana mimo tabletki( ech, nie będę się truc) KOło południa byłam tak już zmęczona i wściekła ,ze postanowiłam wreszcie zrobić to co wisiało już i tak i pewnie dodatkowo nakręcało. POjechałam do GLiwic na mammografię. Takiego tłumu pacjentek jeszcze nie widziałam( podobno to był taki dzień) . PO odczekaniu 2,5 godz wreszcie mnie "cyknięto". Na szczęście tym razem ( tak jest od dwóch lat) pani z góry mnie uprzedziła ,ze będę musiała i tak zaczekać na wynik przed gabinetem u lekarza oceniającego zdjecie. Ostatnim razem kobitka powiedziała mi to po ,a że był to pierwszy raz takich procedur ( od moich chyba już 10 wizyt) to rozebrana w szoku już wychodziłam na korytarz. TEraz "spokojnie " przeszłam by czekac kolejne 1,5 godz. A tu horror, co druga na celowaną wraca, a to zapłakane wychodzą , jedna przez telefon na cały głos opowiada ze śmiechem ,ze ma raka. Na szczęście u pani M. wszystko w normie!
.Wykonczona psych i fizycznie ( dziś moja waga pokazała 56 kg ,to przy 165 niezłe BMI by mi wyszło ,ale nadrobię
- obiecuję),pojechałam do kosmetyczki. Relaks pełny !!:)
Mirusiu współczuję bolu , tylko hmm ja z tym co nigdy nie biorą znieczulenia , wiec pewnie nie rozumiem ,ale po to je wymyślili by brac jak potrzebne.
Parabolciu - gardziołko w sierpniu ? Hmm może tak przepłukać czyms ostrzejszym?
Metka -100 lat i więcej!